Kiedy budzik o 7 rano wyrywa mnie ze snu, zawsze zadaję sobie pytanie: "Serio? Już trzeba wstawać?". Budzę dzieci, przygotowuję śniadanie, pakuję śniadaniówkę i pędem do szkoły. Zawsze w biegu, w lekkim niedoczasie, ale na szczęście finalnie bez spóźnienia. Syn przebiera się w szatni, macha na pożegnanie i pędzi do klasy. Biorę głębszy oddech i obiecuję sobie, że jutro wstaniemy 10 minut wcześniej. I tak to wygląda od dwóch lat, bo budzika na 6:50 jeszcze nie przestawiłam.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nawet dwudniowy weekend potrafi rozleniwić, w szczególności uczniów, którzy z ponurymi minami witają poniedziałek. W sumie dorośli wcale nie są lepsi. Budzą się nadąsani i za dodatkowy kwadrans pod ciepłą kołderką oddaliby wiele. No, ale przecież nikt nie mówił, że zawsze będzie kolorowo. O tym, co wydarzyło się w jeden z zimowych poranków, opowiedziała nam Iza. Nadesłała list, który rozgrzewa do czerwoności.
Bezmyślność czy przeoczenie?
"Moja córka Alicja chodzi do trzeciej klasy podstawówki. Mieszkamy pod miastem, jakieś 7 km od szkoły. Z racji tego, że mąż zaczyna pracę o 6, to ja odprowadzam Alę na zajęcia. Dziś rano zostałam postawiona w sytuacji, delikatnie mówiąc, irytującej. Wstałyśmy rano i biegiem popędziłyśmy do szkoły. Musiałyśmy jeszcze odśnieżać samochód, co już było totalnym przegięciem i wybiciem organizacyjnym. I w sumie nie miałam na co narzekać, gdyby nie fakt, że w momencie, w którym przekroczyłyśmy próg szkoły, dostałam wiadomość. Dosłownie o 7:55 pojawiła się w Librusie informacja, że pierwsza lekcja została odwołana.
Naprawdę? Serio? To żart? 7:55? Dlaczego nikt nie wysłał tej informacji z większym wyprzedzeniem? Chociaż dnia poprzedniego, bo gdybym dostała ją o 7, to i tak to by niczego nie zmieniło. Przecież ja nie sprawdzam Librusa co minutę. To jakaś totalna bezmyślność, a może zaniedbanie? Niedopatrzenie?
Koniec końców dzieci, zamiast uczestniczyć w zajęciach, musiały siedzieć na świetlicy. A mogłyby na spokojnie zjeść sobie śniadanko w domu i te 30 minut dłużej pospać.
Rozumiem, że sytuacje losowe mogą się zdarzyć. Każdy z nas może zachorować, spóźnić się czy coś tam przeoczyć. Ale z całym szacunkiem, odwołanie lekcji pięć minut przed jej rozpoczęciem świadczy tylko i wyłącznie o braku organizacji i nieposzanowaniu czasu rodziców oraz dzieci.
Czy naprawdę nie dało się tego zorganizować lepiej? No jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Jestem pewna, że wystarczyłoby trochę więcej chęci i empatii, i dałoby się takiej sytuacji uniknąć. Z tego co udało mi się rano zaobserwować, nie tylko mnie ta bezmyślność doprowadziła do szału. Kilkoro rodziców wychodziło ze skrzywioną miną za szkolnej szatni. Może powinniśmy to gdzieś zgłosić? Bo przypuszczam, że jeśli zbagatelizujemy całą sprawę, to cały czas będą traktować nas jak popychadła, które mają tańczyć tak, jak im zagrają".
Twoim zdaniem pretensje naszej czytelniczki są uzasadnione? Jak zachowałabyś się w takiej sytuacji? Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl