"Kiedy mój syn wspomniał, że nie był na obiedzie w szkolnej stołówce, poczułam, że coś jest nie tak. Prawda, którą odkryłam, wstrząsnęła mną do głębi. Okazało się, że jego wychowawczyni, zabroniła mu wychodzić na obiad, bo nie był wystarczająco grzeczny na lekcji". Tak zaczyna się mail, który jedna z was przesłała na naszą redakcyjną skrzynkę.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Gdy dowiedziałam się, że mój syn przestał jeść obiady w szkolnej stołówce i wraca ze szkoły głodny, nie mogłam pojąć, co jest tego przyczyną. Przecież płacę, a on zawsze bardzo lubił szkolne posiłki i chwalił je, mówiąc, że bardzo mu smakują. Jak to się stało, że nagle przestał je jeść? Prawda okazała się o wiele gorsza, niż przypuszczałam. Nie mogłam uwierzyć, że pani Iza (imię zmienione, przyp. red.), nauczycielka, która powinna dbać o dobro dzieci, postanowiła, że głód będzie 'karą za niegrzeczne zachowanie' mojego syna.
Moje dziecko, zamiast jeść obiad, jak reszta klasy, miało zostawać na przerwie w sali, żeby – uwaga – 'przemyśleć swoje zachowanie'. Powiedziało mi o tym po kilku takich akcjach. W jaki sposób miało mu to niby pomóc stać się bardziej zdyscyplinowanym? Czy głód wpływa 'korzystnie' na dziecko, które i tak już zmaga się z emocjami związanymi z nauką i życiem w szkole? To był dla mnie moment, w którym poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przeraża mnie, jak bardzo niektórzy nauczyciele nie mają empatii w podejściu do dzieci.
Tak chciała sprawić, że będzie 'grzeczniejszy'?
Zrozumiałam, że pani Izie chodziło o próbę zdyscyplinowania mojego syna, ale jakim kosztem? Głód nie nauczy dziecka szacunku ani lepszego zachowania – to tylko pogłębia poczucie frustracji i osamotnienia. Mój syn, który w szkole powinien czuć się bezpiecznie i komfortowo, był pozbawiony czegoś, co było jego prawem – dostępu do jedzenia i odpoczynku od lekcji. Zamiast poczuć się lepiej, stał się jeszcze bardziej zniechęcony i wycofany. Być może pani Iza chciała wywrzeć na niego wpływ, ale w rzeczywistości, cała ta sytuacja tylko pogorszyła sprawę...
Co zrobiłam w tej sytuacji?
Dla mnie nie było innej opcji – musiałam działać. Rozmowa z panią Izą była nieunikniona. To nie jest normalne, żeby nauczycielka pozbawiała dziecko posiłku jako formy kary, zwłaszcza że dziecko to dopiero się uczy, jak funkcjonować w szkolnym świecie. W takiej sytuacji najważniejsze jest, by chronić je i pokazać mu, że nie zgadzamy się na takie traktowanie. Zrozumiałam, że jako matka muszę zapewnić mojemu synowi nie tylko poczucie bezpieczeństwa, ale także godność, której nie wolno odbierać w imię rzekomej 'dyscypliny'.
Poczułam ogromny ból, kiedy dowiedziałam się, że moje dziecko nie chodzi na obiady, bo zostało mu to po prostu zabronione. W tej absurdalnej decyzji nauczycielki kryło się coś o wiele głębszego: brak wrażliwości na potrzeby dzieci. Głód nie może być karą, a dziecko nie może być traktowane jak ktoś, kto zasłużył na to, by zostać pominiętym. Mój syn zasługuje na szacunek, troskę i odpowiedzialność, a nie na głodzenie go za to, że popełnił błąd.
Pani Iza przeprosiła mnie i powiedziała, że zbyt ostro zareagowała w danej sytuacji. Na szczęście, incydent miał miejsce tylko kilka razy... Syn obiecał poprawę, a pani Iza więcej empatii w swoim zachowaniu".