To nie był dobry dzień, raczej jeden z tych, w których wszystko jest nie tak. Być może dlatego, kiedy odebrałam córkę ze szkoły w godzinach popołudniowych, sięgnęłam po rozwiązanie, które nie jest moim ulubionym i ma pewnie niewiele wspólnego z bliskościowym wychowaniem…
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Długo potem myślałam o tym, co właściwie mną kierowało i jedno jest dla mnie pewne: nie żałuję swojej reakcji. Tak, było mi trochę przykro po wszystkim, ponieważ kierowała mną złość. Jednak jestem tylko człowiekiem i czasami naprawdę trudno jest wspierać, rozmawiać i czule prowadzić dziecko przez jego wyzwania, a czasem zwykłe nastroje!
Cisza
Ok, do brzegu. Tego popołudnia córka była kompletnie roztargniona, nie słuchała tego, co mówię, a w końcu z pełną świadomością swoich działań, zrobiła dokładnie to, o co poprosiłam moment wcześniej kilkukrotnie, by tego nie robiła.
Coś we mnie pękło.
Nie podniosłam głosu, przestałam w ogóle mówić. Wsiadłam z nią do samochodu, odpaliłam silnik i ruszyłam przed siebie. Szybciej niż zwykle. Włączyłam muzykę, głośniej niż zwykle. I do końca podróży, przez długie 17 minut do domu, nie odezwałam się do córki słowem.
Widziała, że przekroczyła niewidzialną granicę. Próbowała o coś zapytać, raz czy dwa. Tak, prawie leciały mi łzy po policzkach, że ją ignoruje. A jednak nie odezwałam się aż do czasu, kiedy zaparkowałyśmy pod domem.
Potrzebowałam tych minut na znalezienie słów, na przepływ złości, której nie chciałam wyrażać werbalnie, wiedziałam, że mogę powiedzieć o dwa słowa za dużo.
Nie, nie jestem z siebie dumna. A jednak czasem tak wygląda życie.
Przepływ
I to właśnie chcę napisać: czasami tak jest. Mimo świadomości współczesnych rodziców, wielkich uczuć i całej kompetencji, czasami po prostu odpalają się nam ludzkie emocje albo jakieś stare schematy, którym akurat w danym momencie nie umiemy się oprzeć.
Nie żałuję tego, co zrobiłam.
Było mi przykro, ale nie żałuję. W tamtym momencie wszystkie moje granice zostały przekroczone, a kiedy ochłonęłyśmy w domu, przegadałyśmy jej zachowanie i moją reakcję.
Nie przepraszałam za tę ciszę. Wyjaśniłam jednak, że gdybym była tego dnia w równowadze, w lepszym stanie ogólnym, pewnie sięgnęłabym po inne metody. Pewnie starałabym się z nią pogadać o tym, dlaczego mnie nie słucha.
Myślę, że zrozumiała. Widziałam, jak zmienia jej się twarz. Nie bała się mnie, ale rozumiała, że nie wszystko jest dozwolone. Zrozumiała, że nie może kompletnie ignorować moich próśb, że to jest nieakceptowalne.
A co gdybym poprosiła: "zatrzymaj się!" przed przejściem dla pieszych, kiedy rozpędzona jechałaby na swojej hulajnodze, rowerze, czymkolwiek. Prośby rodzica, granice rodzica, są ważne. Są potrzebne. Są nieuniknione i niezbędne.
Sens mają jednak tylko wtedy, kiedy są wysłuchane.