Nauczyciele chwytają się wszystkich możliwych sposobów, by uczniów wychować na zaradne, samodzielne i mądre osoby. Czasami stosują metody, które pomagają im w realizacji zadania, a niekiedy robią coś, co wyniszcza psychicznie i rujnuje portfele. Oczywiście dzieci, nie nauczycieli.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Z pozoru proste zadanie: edukacja, wpojenie zasad kulturalnego zachowania, wyjaśnienie czego należy przestrzegać i jakich granic nie można przekraczać. W rzeczywistości okazuje się, że niektóre z punktów są niezwykle trudne do zrealizowania. Współczesne pokolenie młodzieży ma swoje za uszami i nie daje sobie w kaszę dmuchać.
Trudny orzech do zgryzienia
Są uroczy, uśmiechnięci i pełni wdzięku. Nastoletni uczniowie powoli wkraczają w świat dorosłych. Niby jeszcze wciąż są dziećmi, ale robią wszystko, by nikt już ich tak nie postrzegał. Buntują się, walczą o swoje, realizują marzenia i stabilnie stąpają po ziemi. Wiedzą, czego chcą i nie boją się wyrażać własnego zdania.
Ta odwaga, nieustępliwość, a także chęć zaimponowania rówieśnikom często utrudnia nauczycielom pracę. Zdarza się, że uczniowie przeklinają i wcale się z tym nie kryją. Wulgaryzmy padają również na lekcji.
Jaka powinna być reakcja nauczyciela? Jedno jest pewne: na pewno nie taka, jak ta opisana przez naszą czytelniczkę.
Myślałam, że ten słoik to żart
"Jestem mamą 11-letniego Kamila, ucznia 6 klasy szkoły podstawowej. To mądry i inteligenty chłopak, który ostatnio wkroczył w wiek dojrzewania i pokazuje, co to nie on. Domyślam się, że wszystkiemu winne są buzujące hormony i wszystkie te zmiany, które zachodzą w jego organizmie. Tak to sobie tłumaczę.
Wiem, że Kamil, podobnie jak pozostali chłopcy z jego klasy, przeklina. Rozmawiałam, tłumaczyłam, ale nie odniosłam pełnego sukcesu. Już kilka razy wychowawczyni pisała wiadomość z tym związaną. Nie kryła swojego zdenerwowania i oburzenia.
Niestety podobno nie zauważyła poprawy i postanowiła zastosować bardziej drastyczne metody. 'Mamo, babka od polskiego postawiła na swoim biurku słoik. Kiedy ktoś przeklnie na lekcji to albo dostaje uwagę do dziennika, albo musi wrzucić do słoika 5 zł. Ty to rozumiesz? Ona chyba oszalała' – powiedział mi syn.
Wspomniał też, że ponoć zebrane pieniądze mają być przeznaczone na zakup jakichś pomocy naukowych. Nie skomentowałam, bo w sumie nie wiedziałam, co bym mu miała powiedzieć.
Bo z jednej strony zależy mi, by przestał przeklinać, ale z drugiej pomysł nauczycielki uważam za absurdalny, a wręcz skandaliczny. Przecież my nie żyjemy w jakimś średniowieczu, żeby karać, albo żądać od uczniów pieniędzy. To jakieś szaleństwo, które powinno ujrzeć światło dzienne.
Ci uczniowie żyją jak w jakiejś niewoli. Zamiast wsparcia, zrozumienia, rozmowy, otrzymują kary i to pieniężne. Ci, którzy dostają kieszonkowe, być może zapłacą ze swoich oszczędności. A co z tymi, którzy zaskórniaków nie mają? Przecież to pójdzie z naszych portfeli, z naszych ciężko zarobionych pieniędzy. Na tym polega wychowanie w XXI wieku?".
A ty co o tym sądzisz? Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl