Wybierasz się z dzieckiem do przychodni lekarskiej. Szykujecie się do wyjścia, a tu nagle pojawia się bunt, opór i sprzeciw. Brzmi znajomo? Jeśli twoje dziecko nogami i rękami wzbrania się przed wizytą u lekarza czy stomatologa, być może robisz błąd, który kiedyś i ja popełniałam. Wystarczyło, że zmieniłam jedną rzecz, a kontrole czy szczepienia nie budzą w moim dziecku lęku i strachu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Chyba każdy rodzic wie, z iloma przeróżnymi emocjami wiąże się wizyta lekarska. Pojawia się bunt, sprzeciw, a nawet histeria. Niektóre maluchy rzucają się na podłogę, tupią rękami, nogami i chwytają się wszystkich możliwych sposobów. Jak temu zaradzić?
Popełniałam błąd
Co zrobić, gdy dziecko boi się lekarza, szczepienia i nie chce iść do dentysty? Być może, tak jak ja, chwytałaś się jednego z popularniejszych sposobów: (nieudolnego) pocieszania. Rodzice, by uspokoić swoje dziecko i zachęcić je do wyjścia do przychodni, mówią: "Nie martw się, nic nie będzie bolało", "Pani tylko zajrzy do ząbka i wyciągnie robaka, ale boleć nie będzie". Niektórzy dodają jeszcze wisienkę na torcie, która zmienia się w cierpki owoc: "Obiecuję".
By zapobiec negatywnym emocjom i najlepiej stłamsić je jeszcze w zarodku, (ładnie mówiąc) zatajamy prawdę. A jeśli nie boimy się nazwać sprawy po imieniu, to my po prosu kłamiemy i perfidnie oszukujemy nasze dziecko. Nie przygotowujemy go na to, co się może wydarzyć, a lukrujemy rzeczywistość.
Nieprzygotowane i niezaznajomione z sytuacją dziecko idzie do lekarza, a my w głębi duszy cieszymy się, że udało nam się je przechytrzyć. Podczas borowania czy szczepienia pojawia się ból, dyskomfort i płacz. Dziecko zakodowuje sobie, że zostało oszukane i zapamiętuje całą sytuację. Podczas kolejnego wyjścia do specjalisty sytuacja się powtarza, tylko negatywne emocje mają zdwojoną siłę.
Niezawodny trik
Musiało minąć trochę czasu, bym zrozumiała, w którym momencie popełniałam błąd. Jakim prawem mówiłam swojemu dziecku, że nie będzie bolało, jak z góry wiedziałam, że nie jest to prawdą? Dlaczego bałam się usiąść, porozmawiać i dokładnie (szczerze!) opowiedzieć o przebiegu takiej wizyty? Tchórzyłam? Być może. Robiłam to dla jego dobra? Z całą pewnością. Odnosiłam skutek odwrotny od zamierzonego? Oczywiście, że tak.
Przestałam koloryzować rzeczywistość. Zaznajamiam moje dziecko ze strachem i rozkładam go na czynniki pierwsze. Tłumaczę, że może zaboleć, zakłuć, ale dodaję, że to tylko chwilka, momencik i zaraz minie. Dokładnie opowiadam o tym, co podczas takiej wizyty może się wydarzyć, tak by nie było elementu zaskoczenia. Tak, by moje dziecko nie musiało mierzyć się z czymś, na co było nieprzygotowane.
Idziemy, trzymamy się za ręce. Jesteśmy razem: na dobre i na złe. Mój syn obawia się ukłucia, borowania, ale idzie odważnie, bo wie, co go czeka. Nie ma zaślepionych oczu i na widok igły nie drży już jak galareta. To, co było złe, udało mi się naprawić, żałuję tylko, że musieliśmy odbyć kilka wizyt owianych kłamstwem i tajemnicą. Dobrze, że w porę się obudziłam, bo jeszcze chwila, a moje dziecko straciłoby do mnie zaufanie.
Masz ochotę coś dodać? Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl