Choć w przypadku moich dzieci brak apetytu nie jest problemem, niedawno zauważyłam, że sama się zapędziłam w kozi róg. Wszystko przez niewinne pytanie: "Co chcecie na śniadanie/obiad/kolację?". Zadawane przeze mnie nieco z lenistwa doprowadziło do tego, że moje dzieci traktują domowe posiłki jak all inclusive. Dietetyczka postanowiła wyjaśnić, dlaczego to zły kierunek, szczególnie jeśli rodzice robią to, by zachęcić swoje dzieciaczki do jedzenia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Są momenty w roku, gdy miewam jadłowstręt i w sumie to sama nie wiem, co miałabym ochotę zjeść. Choć mam ten luksus, że moje dzieci jedzą chętnie praktycznie wszystko, to w takich chwilach trudno u mnie o kulinarną kreatywność. Pada więc pytanie: co zjecie? Zamiast jednego ciekawego pomysłu na danie, otrzymuję jednak całą listę przeróżnych żądań. Każdy chce co innego.
To nie all inclusive
Problem ten dotyczy wielu domów (i wynika nie tylko z chwilowego braku kreatywności u mamy ;)). Otóż rodziny, w których malec jest wybrednym smakoszem i niekoniecznie lubi eksperymentować, także popełniają ten błąd. Mama czy tata chcą, by dziecko na pewno coś zjadło (bo zazwyczaj zjada malutko), łapią się różnych metod, dlatego też często pytają pociechę, na co ma ochotę. Nie jest to dobry pomysł.
Zuzanna Wędołowska jest psycholożką oraz dietetyczką i pomaga rodzicom w zdrowym żywieniu dzieci i w rozwiązywaniu problemów z jedzeniem, w tym z neofobią i nadwagą. Autorka bloga Szpinak robi bleee na swoim Instagramie ostatnio zmieściła filmik, w którym wyjaśnia dokładnie, dlaczego pytanie dziecko o to, co by zjadło, jest błędem.
Inaczej nic nie zje?
Przez gotowanie okazujemy naszą miłość, więc lubimy szykować ulubione dania, by sprawić innym przyjemność. Z tego samego powodu często także pytamy, na co bliska nam osoba miałaby ochotę. Jednak nie powinniśmy w przypadku naszych dzieci robić tego zbyt często, ostrzega dietetyczka.
"Na co dzień to sygnał o tym, że coś zaburzyło się u was w zasadzie podziału odpowiedzialności! Jeśli zdarza ci się często, niemal codziennie pytać dziecko, co chce zjeść na śniadanie, obiad czy kolację… to niebezpieczny kierunek. Wiem, że zazwyczaj to efekt zawężającej się diety dziecka, jego częstych odmów spróbowania czy zjedzenia posiłku i waszych obaw, że dziecko nie zje nic. Problem w tym, że strategia ta nie pomaga, a dodatkowo prowadzi do dalszego zawężania się jadłospisu dziecka" – wyjaśnia ekspertka od żywienia.
Od czasu do czasu
Dlaczego pytanie kilkulatka o to, co miałby ochotę zjeść, nie jest dobrym pomysłem? Zdaniem Wędołowskiej i tak bardzo możliwe, że dziecko nie zje tego posiłku. Po drugie, posiłki stają się monotonne (a lęk rodziców o zdrowie dziecka narasta). Poza tym malec może wykazywać coraz większy opór do innych posiłków, a także istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że zaproponuje coś zupełnie nowego.
"Zatem: nie pytaj dziecka na co dzień, co chce zjeść. Zachowaj to pytanie na specjalne okazje" – radzi ekspertka i przypomina: "To ty jako rodzic decydujesz, co pojawi się na stole. Dzięki temu masz szanse zadbać o proponowanie różnorodnych i dobrze zbilansowanych posiłków".
"Co zatem zamiast pytania? Przygotuj jeden posiłek. Postaw na stole i pozwól, by dziecko samodzielnie go nałożyło. Rozdziel składniki. Zadbaj, by pojawił się bezpieczny dla dziecka produkt. Pogadajcie o czymś miłym" – podpowiada. Spróbujecie?