Czy to, co znajduje się w szkolnej śniadaniówce, ma znacznie? Wielu rodziców powie: "Pewnie! Musi być to coś zdrowego i pożywnego". Jednak nie wszyscy mają świadomość, że jej zawartość może mieć wpływ na relacje z kolegami. Przekonała się o tym córka naszej czytelniczki.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Moja córka nigdy nie miała problemów z apetytem. Nie musiałam stosować absolutnie żadnych zabiegów, by uatrakcyjnić danie leżące na talerzu. Żadnych wycinanek, obrazków z warzyw, buziek na kanapkach itp. Staram się za to, by było różnorodnie i kolorowo. Na tym etapie to często sama córka mówi, że ma ochotę na brokuła lub brzoskwinię. Bardzo mnie to cieszy.
Gdy w tym roku rozpoczęła naukę w szkole, trochę się zastanawiałam, co powinno znaleźć się w jej śniadaniówce. Nie musiało być tego bardzo dużo, bo nie zostaje w świetlicy. Odbieram ją zaraz po lekcjach i obiad je już w domu. Oczywista była kanapka, do tego owoc plus jakaś zdrowa przekąska, czasem dla odmiany jogurt.
Dlaczego nie?
Wydawało mi się to sprawdzonym klasycznym zestawem. Starałam się, by co jakiś czas było inne pieczywo, owoc czy warzywo. Tak jak jemy w domu, czasem zdarzają się powtórki. Jednak po 2 tygodniach śniadaniówka zaczęła wracać do domu nietknięta, a córka zarzekała się, że w szkole nie jest głodna. W domu jednak miała wilczy apetyt.
Koleżanka podpowiedziała mi, by podpytać dziecko o to, co koledzy przynoszą do szkoły. Trochę się zdziwiłam, bo ja dostawałam grube pajdy chleba z masłem i kiełbasą i to był obciach. Byłam pewna, że moje dziecko nie ma czego się wstydzić… Byłam w błędzie.
Za radą znajomej delikatnie poruszyłam temat i zdębiałam. Dzieci mają tak fikuśne śniadaniówki, że ja zaczęłam się zastanawiać, o której godzinie te matki wstają. Placuszki, muffinki, pieczywo wycinane foremkami, owoce bez skórek w małych kawałeczkach z wykałaczkami… Jednak nie to jest najgorsze.
To okrutne!
Jeśli ktoś ma na to czas i ochotę, to proszę bardzo, tylko dlaczego takie dzieci potem nabnabijają się z innych? Córka usłyszała nieraz naprawdę przykre słowa. To okrutne i podłe, śmiać się z dziecka tylko dlatego, że dostało kajzerkę i całe jabłko na drugie śniadanie. Jak można mówić, że to obrzydliwe, że je sałatę?
Przecież to normalne, pożywne i pełnowartościowe drugie śniadanie. Może niech każdy zajmie się własną śniadaniówką. Skoro poświęcacie tyle czasu na atrakcyjne kanapeczki, to może też znajdźcie chwilę na rozmowę z własnymi dziećmi, które tak się wywyższają.
A jeśli wasze dziecko nagle nie chce jeść, podpytajcie, bo może jest wyśmiewane właśnie z powodu 'zwykłych' kanapek...".