Przebojowa, odważna i nieustępliwa – taka właśnie jest dzisiejsza młodzież. A oprócz tego (jak twierdzą niektórzy) zadufana, opryskliwa i nieuprzejma. Przyznaję, że miałam co do tego pewne wątpliwości, ale po liście nadesłanym przez Gosię, sama nie wiem, co o tym myśleć. Jedno jest pewne, taka sytuacja nie powinna mieć miejsca.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Od kilku dni mówi się tylko o jednym: zakończeniu wakacji i rozpoczęciu roku szkolnego. Do naszej redakcji zarówno rodzice, jak i nauczyciele przysyłają listy, w których opisują to, co ostatnimi czasy zwróciło ich uwagę. Z bólem serca, ale muszę przyznać, że przeważają negatywne emocje. Pojawia się rozczarowanie.
Coraz gorzej
"Nauczycielką jestem od dobrych 15 lat. Kiedy zaczynałam swoją 'drugą' przygodę z edukacją szkolną (po drugiej stronie biurka), wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Nauczyciel był 'kimś'. Wzorem do naśladowania, przewodnikiem, czasami nawet mentorem. A teraz? Jesteśmy 'zwykłymi' osobami, które na każdym kroku muszą walczyć o swoje.
I nie chodzi mi o to, by uczniowie stawiali mnie na piedestale, ale by mieli do mnie szacunek. By czuli do mnie respekt i liczyli się z moim zdaniem. Nie chcę też być jakimś postrachem i katem, ale relacja 'kumpelska' nie wchodzi w grę. Wiem, że są nauczyciele, którzy próbują się z uczniami zaprzyjaźnić. Myślą, że w ten sposób uda im się coś osiągnąć. Szczerze? Wątpię.
Bo współcześni uczniowie to sprytne bestie, które stabilnie stąpają po ziemi. Nie lubią, gdy ktoś mydli im oczy i udaje kogoś, kim tak naprawdę nie jest. A teraz do meritum, bo jak zwykle się bardzo rozpisałam.
Takie oto buty
Przed rozpoczęciem roku szkolnego wskoczyłam szybko do Biedronki. Słodka bułka i butelka wody mineralnej były wybawieniem. Stoję w kolejce do kasy samoobsługowej, a przede mną grupka uczniów. Dyskutują, śmieją się. Jeden z nich odwrócił się w moją stronę, zupełnym przypadkiem. To Karol z VII B, uczę go biologii. Już chciałam się uśmiechnąć i odpowiedzieć: 'Dzień dobry', no ale nie odpowiedziałam, bo go nie usłyszałam.
I nie, nie, nie jestem głucha czy niekumata. On po prostu udał, że mnie nie zna. Szybko skierował wzrok w drugą stroną, po czym szepnął coś do kolegów. Przypuszczam, że ostrzegł, że za nimi stoję. Po chwili podeszli do wolnej kasy, zrobili zakupy i niemalże wybiegli ze sklepu. O, taka oto sytuacja.
Tego, że mnie poznał, jestem pewna na 100 proc. Tego, że celowo się nie przywitał także. Zastanawiam się tylko: 'dlaczego?'. Nie mamy ze sobą 'na pieńku', normalna relacja: nauczyciel-uczeń. Że to niby wstyd, powiedzieć nauczycielce od biologii: 'dzień dobry' w Biedronce? Na szkolnym korytarzu można się przywitać, ale na neutralnym gruncie już nie?
Przyznaję, że jestem rozczarowana, a nawet oburzona. Pierwszy raz spotkałam się z taką sytuacją, ale patrząc na współczesną młodzież to pewnie nie ostatni".
O co w tym chodzi?
Przyznaję, dziwna sytuacja. Za moich czasów takie zachowanie było nie do pomyślenia. Nauczycielom kłaniano się niemalże w pas. Nikt nawet nie miałby w sobie tyle odwagi, by na pięcie odwrócić się do nauczycielki plecami.
Przecież to nie wstyd wykazać się odrobiną kultury. Tak jak witamy się z sąsiadami czy znajomymi na ulicy, tak też wypada powiedzieć: "dzień dobry" nauczycielce spotkanej w sklepie.
Niewłaściwe zachowania współczesnych nastolatków coraz częściej skłaniają mnie do przemyśleń. Budzą we mnie niepokój, a nawet lęk. A może to wina rodziców, którzy pozwalają na wiele i nie uczą szacunku do drugiego człowieka?