Wiele osób wyjeżdża na all inclusive głównie ze względu na wygodę związaną z posiłkami. Liczy się też dostęp do basenu i bar, który otwarty jest do późnych godzin wieczornych. Jedziemy, by oczyścić głowę z negatywnych myśli, by naładować akumulatory na kolejne miesiące. Mamy nadzieję na błogi odpoczynek, bez żadnych nieprzewidzianych atrakcji. A jak to wygląda w rzeczywistości? Różnie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wakacje all inclusive mają wiele zalet, a chyba największą z nich jest nieograniczony dostęp do jedzenia. Nie dość, że nie musimy się martwić o przygotowywanie posiłków, to jeszcze każdy z członków rodziny może jeść to, na co ma ochotę. Wybierając hotel, bierzemy też pod uwagę jego położenie, standard wyposażenia pokoju i wszelkie dodatkowe "bonusy".
Prawdziwe all inclusive
"Pochodzę ze wsi i wcale się tego nie wstydzę. Co z tego, że po moim podwórku chodzą kury, jak ja jajka, które one zniosą, sprzedaję mieszczuchom po 1 zł za sztukę. A oni się jeszcze cieszą, że kupili jajka od 'szczęśliwych kurek'. I to właśnie dzięki tym kurom i krowom, których też mam niemało (prowadzimy z mężem gospodarstwo), udało mi się uzbierać kasę na wakacje.
Ale nie byle jakie, bo w tym roku polecieliśmy na prawdziwe all inclusive. Takie jak to reklamują w telewizji, z biura podróży. Ja, mąż, 5-letni syn i 6-miesięczna córka. Na gospodarstwie zostali moi rodzice, no bo przecież ktoś zwierzakami pod naszą nieobecność musi się zaopiekować.
Chciałam przesłać wam zdjęcia, by pokazać, do jakiego hotelu polecieliśmy, ale mąż to przechwalanie wybił mi z głowy. – Karolina, weź, ty się opamiętaj – powiedział, a ja poczułam, jakby mi ktoś wylał wiadro zimnej wody na głowę. Dobra, do rzeczy, bo się rozpisałam.
Hotel jak w tych brazylijskich telenowelach. Kilka pięter, elegancka recepcja, mnóstwo świateł, a dookoła basenu palmy. Myślałam, że to sen, ale kiedy szczypałam się w rękę, wciąż widziałam to samo. Nie budziłam się w szarej rzeczywistości. Pokój mieliśmy na 5 piętrze, z widokiem na morze (musiałam kilka stówek dopłacić, no ale jak to mówią: raz się żyje).
I klops
Przez pierwsze trzy dni chodziłam jak w skowronkach. Miałam wrażenie, że unoszę się dwa metry nad ziemią, czwartego zaczęły się schody i to dosłownie. Winda, która była najbliżej naszego pokoju, popsuła się. Wywiesili karteczkę 'awaria' i skierowali do innego wyjścia. Były dwie opcje: schody tuż za zakrętem, albo winda niemalże na drugim końcu, która non stop była przepełniona. Nie wspomnę o tym, że nie mogłam zapamiętać do niej drogi i wciąż się gubiłam.
My jesteśmy prości ludzie, ale swój honor mamy. Skoro za coś płacimy, to wymagamy. Tak jak od nas wymagają, by jajka czy mleko były świeże, tak my oczekujemy, by hotel dbał o nasz komfort, wygodę i bezpieczeństwo.
Kilka razy czekaliśmy w niekończącej się kolejce do windy, kilka razy mąż znosił wózek schodami, a ja trzymałam córkę na rękach. Umęczyło mnie to niemiłosiernie. Windę naprawili dopiero po trzech dniach, tuż przed naszym wyjazdem. Nie takiego standardu oczekiwałam od all inclusive w Turcji. Tam wszystko powinno chodzić jak w szwajcarskim zegarku. Ja tego na pewno tak nie zostawię. Należy mi się chociaż zwrot części kosztów".
Jeśli masz ochotę podzielić się ze mną swoją historią, napisz na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl