Wróciłam niedawno znad polskiego morza. Niestraszne mi parawany, paragony grozy i stragany – głównie dlatego, że miejscowość, do której jeżdżę, nie jest jeszcze przez nie (całkiem) zepsuta. Ale i tutaj tym razem przeżyłam moment zniesmaczenia, kiedy zobaczyłam, jakie pamiątkowe koszulki dziecięce sprzedaje się tam na deptaku.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Poczucie humoru? To, co śmieszy mojego sąsiada, niekoniecznie bawi panią Halinkę z warzywniaka. Mój przyjaciel śmieje się z Monty Pythona, a przyjaciółka z kotków na TikToku. Ja lubię czarny humor, mojego brata rozśmiesza Sasha Baron Cohen. I dobrze, to fantastyczne, że nie wszyscy śmiejemy się z tego samego.
Jednak T-shirty, które zobaczyłam na nadmorskim straganie, nie były śmieszne, tylko żałosne, głupie i obraźliwe. Mam nadzieję, że nikt ich nie kupił swoim dzieciom. I wiem, że to płonna nadzieja – taka koszulka z pewnością trafia w gust wielu osób. Wystarczy wpisać hasło "mały terrorysta" w wyszukiwarkę, a otrzymamy wyniki prowadzące do sklepów internetowych, w których możemy kupić np. niemowlęce bodziaki z tą inskrypcją.
Nazywanie dziecka małym terrorystą jest tak słabe, że nie wiem nawet, od czego zacząć. O tym, że nie wszyscy wychowują dzieci przy wykorzystaniu współczesnych metod rodzicielskich i z duchem aktualnej wiedzy psychologicznej, nie trzeba mnie przekonywać. Ale tu po prostu wszystko jest nie tak.
W świecie pełnym przemocy, normalizowanie agresji jest mocno nie na miejscu. Etykietykowanie dzieci jako terrorystów, bachory, gówniarzy jest nie tylko krzywdzące, ale też zwyczajnie przemocowe. Taki przekaz zakłada, że dziecko jest złe, manipuluje, wymusza, zamienia życie rodziców w koszmar. Szkoda mi każdego dzieciaka, który po latach będzie oglądać fotki z rodzinnych wakacji i dostrzeże siebie w koszulce z takim ośmieszającym napisem.
Jeśli tatuś chce nosić T-shirt z napisem "Leniwy gbur", a mamuśka "Stara zrzęda", to wszystko jest ok, bo sami sobie taki ciuch wybrali. Rozumieją przekaz, uważają, że jest zabawny, luz. Ale dziecko prędzej wybierze koszulkę z Psim Patrolem niż napisem "Mały terrorysta", prawda? Kupując dziecku ubranie z napisem "Mały terrorysta", wystawiasz tylko świadectwo własnej rodzicielskiej bezradności. A nie o to chyba chodzi?