"Piszę do kobiet, które tak jak ja większość swojego życia poświęciły dzieciom. Do kobiet, które myślały wyłącznie o rodzinie, które kierowały się jej potrzebami, marzeniami i pragnieniami. Do kobiet, które przygotowywały na obiad tylko to, co lubią maluchy, do tych, które wybierając hotel na wakacje, zwracały głównie uwagę na atrakcje dla najmłodszych.
W tym roku skończę 50 lat. Jestem mamą dwójki dzieci: 16-leniej Oli i 18-letniego Tomka. Kiedy syn przyszedł na świat, postanowiliśmy z mężem, że ja zajmę się domem i rodziną, a on naszym utrzymaniem. Tak jest do dnia dzisiejszego, choć wiem, że czas na zmiany.
Przez 18 lat swojego życia koncentrowałam się wyłącznie na dzieciach, które stały się moim całym światem. Na obiad (do znudzenia) przygotowywałam mielone i pomidorową z ryżem, bo Ola i Tomek lubili to najbardziej. Kiedy wyjeżdżaliśmy na wakacje to nie tam, gdzie mi się podobało, ale tam, gdzie atrakcji dla dzieci było najwięcej.
Wakacje all inclusive najbardziej nam odpowiadają. Wszystko mamy podsunięte pod nos i nie musimy się o nic martwić, co dla rodziny z dwójką dzieci jest dużym ułatwieniem. Od lat jeździmy do hoteli przyjaznym maluchom. Mnóstwo zjeżdżali, wodnych placów zabaw, animacji i dziesiątki innych atrakcji. Restauracyjne stoły uginają się od naleśników, gofrów i innych przekąsek, za które niejeden maluch dałby się pokroić.
I o ile na początku liczył się dla mnie tylko uśmiech, który pojawia się na twarzach moich dzieci, o tyle potem zaczynałam mieć tego dość. Przepraszam, ale te biegające, piszczące i marudne dzieciaki zaczynały doprowadzać mnie do szału. Te histerie, głośne śmiechy i wygłupy od świtu do zmierzchu, no tragedia. Po kilku latach zrozumiałam, że wakacje all inclusive w hotelu dla rodzin to istny koszmar. Masakra, horror i dramat. O, tyle w temacie.
Może ktoś mi zarzuci, że jestem wyrodną matką. Tak szczerze, to nie interesuje mnie niczyja opinia, a to, co poczułam. Powiedziałam dość. Odważyłam się i zrobiłam coś z myślą o sobie. Potrzebowałam aż 18 lat, by do tego dojrzeć. Dzieci zostawiłam z dziadkami (tak dla bezpieczeństwa), a z mężem poleciałam do Turcji do hotelu tylko dla dorosłych. Jezu kochany, o czymś takim to w najpiękniejszych snach nie śniłam. Elegancko, wytwornie, na poziomie. Hotel naprawdę top of the top.
Leżę nad basenem i co słyszę? Poza delikatnym szumem wody, nic. Żadnych wrzasków, pisków, żaden rozhisteryzowany maluch nie rzuca się na podłogę, nikt nie oblewa mnie wodą z psikawki. Nie dostaję piłką w łeb i nie słyszę tego ciągłego: 'Mamo!'. Delektuję się ciszą, wypoczywam i spokojnym krokiem idę do restauracji. Wchodzę i oczom nie wierzę. Elegancko nakryte stoliki, w tle gra fajna muzyczka.
Żadnych długich kolejek i dzikich tłumów. Nikt się nie pcha, nie płacze i godzinami nie wybiera, czy woli naleśnika z owocami, czy czekoladą. Niemowlęta nie płaczą, przedszkolaki nie biegają między nogami, a starszaki nie siedzą wpatrzone w telefon czy tablet. Raj, o jakim nawet nie śniłam.
Przez te 10 dni robiłam tylko to, na co miałam ochotę. Chciałam spać do 10, to spałam. Chciałam napić się w spokoju wina i zjeść kolację, tak robiłam. Miałam ochotę pospacerować późnym wieczorem nad brzegiem morza, spacerowałam.
Byłam ja i mój mąż. Nikt więcej. Nie musiałam nikogo smarować tym nieszczęsnym kremem przeciwsłonecznym, nie musiałam wysłuchiwać marudzenia i pretensji. Nastolatki nie zrzędziły mi za uszami, a inne dzieci, którym rodzice nawet czasami nie potrafią zwrócić uwagi, nie zakłócały mojego spokoju.
Ten, kto wymyślił hotel wyłącznie dla dorosłych, powinien dostać Nagrodę Nobla".
Czytaj także: https://mamadu.pl/186629,pojechalam-na-all-inclusive-by-zaimponowac-kolezankom-szczeka-mi-opadla