Nareszcie mamy piękną pogodę. Po długiej i pochmurnej zimie chyba każdy jest spragniony spędzania czasu na świeżym powietrzu. Sytuacja, która miała miejsce w ten słoneczny weekend, uświadomiła mi jedną ważną rzecz. To duża nauczka dla mnie jako mamy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Bez względu na to, w jakim wieku masz dziecko, na pewno słyszałeś to wzdychanie: "ach, to dojrzewanie". Mając na pokładzie 10-latkę, już od jakichś 2 lat poznaję przedsmak bycia rodzicem nastolatka. To ten czas, gdy wstajesz rankiem i w sumie nie wiesz, czy dziś będziesz mieć w domu malucha, czy już całkiem poważnego osobnika. Niełatwo dobrać taktykę, ale i odnaleźć w sobie cierpliwość. To coś zupełnie innego niż taki bunt dwulatka. Zauważyłam jednak, że chyba trochę za bardzo wkręciliśmy się w te całe dziecięce emocje.
Nagle popsuł jej się nastrój
Byliśmy na dworze może 2 godziny. Starsza córka jest bardzo aktywna i intensywnie uprawia różne sporty. To jedno z tych dzieci, które nie potrafią usiedzieć w miejscu. Nagle jednak zrobiła się osowiała, wyłożyła się na ławce, a potem na zjeżdżalni. Nie chciała nic robić. Nie chciała także z nami gadać. Na pytanie: "Co ci jest?" tylko burczała.
Automatycznie wszyscy skojarzyliśmy to z okresem dojrzewania, no przecież ma 10 lat i jest "w tym jakże trudnym wieku". W sumie trochę machnęliśmy ręką, dając jej przestrzeń, której wyraźnie potrzebowała.
Dopiero po powrocie do domu tknęło mnie, by sprawdzić jej temperaturę, nie podobały mi się jej podkrążone oczy. Termometr złowieszczo zapikał dwa razy: 38 st. C. Czyżby choroba na majówkę?
Rozwiązanie było proste
Zerknęłam na bidon, który miała zabrać na dwór. Nadal stał na kuchennym blacie nietknięty. Dotarło do mnie, że najpewniej się przegrzała i odwodniła. Po chłodnej kąpieli i uzupełnieniu płynów nagle dziecko się samo "naprawiło". Temperatura ciała się wyrównała. Wrócił uśmiech i dobry nastrój oraz chęć na wspólne spędzenie czasu.
Tak sobie myślę, że to dość krzywdzące. Zły humor nie zawsze musi być oznaką wchodzenia w burzliwy okres dojrzewania, a bardziej przyziemnych problemów. W przypadku "tak dużych" dzieci zakładamy, że potrafią już całkiem celnie opisać, co im fizycznie dolega. Zapominamy, że nadal czasem mogą mieć z tym problem.
Myślę, że wynika to trochę z faktu, że bardzoskupiamy się na emocjach i tym, co przeżywają nasze pociechy. Jest to oczywiście bardzo dobra zmiana w nas jako rodzicach. Nie chcemy przegapić nic poważnego, ale jak się okazuje, może to jednocześnie uśpić naszą czujność.
Warto pamiętać, że czasem odpowiedź może być prostsza, niż mogłoby się wydawać.