Od lat mówi się wiele o tym, że przygotowania do Pierwszej Komunii to spore koszty, ale przedsięwzięcie to wymaga także niemałej logistyki. Trzeba wszystko zaplanować odpowiednio wcześniej. Niektórzy twierdzą, że sale rezerwowali nawet z kilkuletnim wyprzedzeniem, choć w mojej okolicy wystarczył jedynie rok zapasu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dziś będzie ciężko znaleźć miejsce w restauracji na maj, ale wyzwaniem może być także zapisanie się do fryzjera, szczególnie jeśli sama nie idziesz do Pierwszej Komunii.
Dla spóźnialskich nie ma miejsc
Niedawno spotkało mnie dość niemiłe zaskoczenie. Choć zadzwoniłam z ponad miesięcznym wprzędzeniem, to okazało się, że nie mogę umówić się do mojej fryzjerki w wybranym terminie, ani tydzień wcześniej, ani nawet tydzień później.
Choć jest dopiero połowa kwietnia, to mogę co najwyżej zaklepać termin na połowę czerwca lub spróbować eksperymentować z innym fryzjerem, choć i tu marne szanse.
Moja fryzjerka mówi wprost: "wszystkie weekendy już od dawna zarezerwowane na czesania dziewczynek idących do Komunii". Szczerze mówiąc, wkurzyłam się, bo ja sama sobie nie obetnę włosów i nie położę balejażu. A czy dla dzieci komunijnych fryzjer to faktycznie taki niezbędny punkt przygotowań do sakramentu?
Pamiętam, że pierwszy raz zapisałam się do fryzjera na upinanie włosów, gdy wybierałam się na wesele. Miałam już ze 25 lat. Gdy byłam młodsza, czesała mnie mama lub ciocia, a gdy miałam lat naście, zawsze znalazła się jakaś bardziej uzdolniona koleżanka, która pomagała się przygotować na imprezę. Jakoś nie przyszłoby mi do głowy zapisywać moich dzieci do fryzjera na coś więcej niż podcinanie włosów.
Płać i płacz
Tak się zastanawiam, czy naprawdę małe dziewczynki muszą przed Komunią być czesane u fryzjera? Niegdyś jakoś mamy same były w stanie zakręcić włosy na lokówki lub papiloty, zapleść warkocz lub upiąć kok. Jak nie matki to babcie albo ciotki, w rodzinie zawsze znalazł się ktoś, kto potrafił pokręcić lub upiąć włosy. Prosto i skromnie, bo to przecież są małe dzieci.
Owszem, wiem, że niektórzy zapisują dzieciaki do fryzjera (nie urwałam się z choinki ;)). Ba! Okazuje się, że nawet niektóre salony specjalnie otwierają się w niedzielę. Nie miałam jednak pojęcia, jak bardzo masowy ma to charakter. Dziwi mnie to szczególnie przy tym całym narzekaniu na drogie koszty organizacji Komunii. Bo czy fryzjer to absolutny must have dla 10-latki?
Taka przyjemność w salonie w zależności od skomplikowania fryzury kosztuje od 100 zł do 200 zł. Co ciekawe wiele salonów fryzjerskich ma nawet w swoim cenniku taką pozycję jak "fryzura komunijna". Nie wiem, czy chodzi o poziom skomplikowania fryzur, a może to jakaś moda, że mama uczesać nie może? Jeśli tak, to dość droga i nieco irytująca.