"Jestem mamą 11-latki, która powoli wchodzi w okres dojrzewania. Widać to po wyglądzie i humorach, ale także w ogromnej potrzebie kontaktu z rówieśnikami. Mama przestała być tak bardzo ważna. Za to kwitną pierwsze mocniejsze przyjaźnie.
Do tej pory tego nie było. Dziewczynki się kolegowały, ale wspólne spędzanie czasu ograniczało się do zabawy lalkami czy siedzenia razem w ławce. Teraz mają coraz więcej poważnych spraw, które muszą omawiać: grzebią w szafach, plotkują na komunikatorach, powoli zaczynają obgadywać chłopaków. Są też pierwsze nieporozumienia, kłótnie, rozstania i powroty. I tak pewnie będzie wyglądało kilka najbliższych lat.
Ostatnio Ania obchodziła urodziny i z tej okazji chciała zaprosić swoje koleżanki. Na początku myślałam, że chodzi jej o tort i wspólną zabawę, ale szybko wyjaśniła, że marzy jej się nocowanka, a ja nieco zgłupiałam.
Wiem, że to ich marzenie, ale jakoś mocniej nad tym się nie zastanawiałam. Początkowo powiedziałam, że muszę zapytać innych mam, co tym sądzą, jednak po dłuższym namyśle doszłam do wniosku, że to mnie nie podoba się ten pomysł.
Córka chciała zaprosić sześć koleżanek. Najpierw zorganizowałyby sobie kino w salonie, a potem przeniosłyby się do jej pokoju, by się powygłupiać i poplotkować, a następnie iść spać. W dziecięcej głowie wyglądało to bardzo prosto, w mojej pojawiły się komplikacje.
Mam jeszcze dwójkę dzieci, które musiałabym czymś zająć, by nie było afery. Do tego przecież towarzystwo trzeba nakarmić czymś więcej niż chipsy do filmu. Zakładam także, że nakłonienie ich do spania przed północą mogłoby być trudne (co nadal może być kłopotliwe w przypadku rodzeństwa). Do tego rano jakieś śniadanie… o bliżej nieokreślonej porze.
To jednak nie organizacja imprezy byłaby najtrudniejsza. Dotarło do mnie, że na raz miałabym pod opieką aż dziewiątkę dzieci, z czego większości tak naprawdę nie znam. Podobnie ich rodziców. Przede wszystkim zrozumiałam, że nie czuję się absolutnie na siłach, by brać odpowiedzialność za tak liczną grupę. Przecież nie wiem jakie zasady obowiązują w ich domach i czy będą się mnie słuchały.
Ostatecznie, wywołując olbrzymi zawód u mojego dziecka, odmówiłam. Wiem, że Ani jest przykro, ale jako dorosła musiałam się wykazać odpowiedzialnością i rozsądkiem".
Czytaj także: https://mamadu.pl/177292,nigdy-nie-pozwole-corce-nocowac-u-kolezanki-to-nie-dla-takich-dzieci