Przeglądam Instagram, sunę palcem w dół… Włącza się reklama, której najprawdopodobniej nie potrzebuję i nie chcę widzieć. Syn jednej z polskich blogerek siedzi przed ekranem komputera i mówi coś o tym, jak można bawić i uczyć się dzięki komputerowi jednocześnie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Reklamę ukrywam, sama zostaję z myślami. Chłopak ma kilka lat, pamiętam jak dziś, jak pisałam o jego matce, kiedy publikowała w sieci zdjęcie z porodu. Bardzo intymne zdjęcie z porodu.
Myśli o przyszłości
Teraz taki widok już nikogo nie dziwi, nie drażni, nie niepokoi. A powinien bardziej niż kiedykolwiek. Dotarły mnie ostatnio słuchy o badaniu, w którym zatrważający procent młodych ludzi w wieku szkolnym na pytanie, kim chce zostać w przyszłości, odpowiadało: influencerem.
Ja zawsze, kiedy słyszałam tę nazwę, zadawałam rzeczowe pytanie: że kim proszę?
Wciąż nie rozumiem, mimo upływu czasu. Bo kim właściwie influencer jest? Według definicji wszechmogącego Googla to: "wpływowa, rozpoznawalna osoba, która skupia wokół siebie grupę internautów-fanów, z którymi buduje trwałe relacje".
Trwałe relacje, poważnie?
Kiedy czytam o wpływie takich ludzi na innych, coś we mnie pęka. W którym momencie zapędziliśmy się w tak ciemny zakamarek naszych psyche, że obca twarz z Instagrama wywiera na nas jakikolwiek wpływ? Nie mówiąc już o wpływie znaczącym!
Kompletnie tracę spokój, kiedy na tę arenę absurdów wchodzą (zostają wprowadzane przez rodziców) dzieci w różnym wieku. I potem z tych dzieci wyrastają młodzi ludzie, którzy na pytanie, kim chcą zostać w przyszłości, odpowiadają co wyżej.
Proszę mnie zrozumieć dobrze, wierzę, że każdy zawód i każde ludzkie istnienie ma jakiś sens. Tylko jaki świat stworzą dla siebie ludzie, których najwyższym priorytetem zawodowym będzie publikacja zdjęcia na koncie w mediach społecznościowych?
Ludzie, którzy będą zarabiać na tym, że wysuszą sobie przed kamerą włosy suszarką sponsorującej ich marki lub wypiją smoothie z kubka sponsora… Czy naprawdę w drodze ewolucji doszliśmy tylko do takiego etapu?
Mamy jedno życie.
Spróbujmy pokazać naszym dzieciom, że ono ma głębszy wymiar niż konsumpcjonizm i wypinanie tyłka na Instagramie. I chyba najważniejsze: że nie wszystko jest na sprzedaż.