Piją grzane wino, a potem zjeżdżają na nartach. Zmuszają swoje dzieci do zakładania gogli i kasków, aby tylko zrobić ładne zdjęcie na Instagram. W dodatku jeżdżą tak szybko, że strach o bezpieczeństwo. Alicja ma dość polskich turystów na stokach, którzy myślą, że wszystko im wolno.
Reklama.
Reklama.
Ruszyła pierwsza tura ferii zimowych. Wielu naszych rodaków zdecydowało się spędzić ten czas w Tatrach, inni ruszyli dalej – m.in. do Austrii, Włoch i Szwajcarii. Jak wynika z badań GUS, ok. 22 proc. Polaków deklaruje, że umie jeździć na nartach lub snowboardzie. Okazuje się jednak, że turyści na stokach dają popis nie tylko sportowych umiejętności.
Już kilka razy pisaliśmy o zachowaniu Polaków na urlopie. Latem piją piwo na plaży, pozwalają psom załatwiać potrzeby fizjologiczne w piasek albo przychodzą do restauracji w kostiumach kąpielowych. Wygląda na to, że niektórych osób zasady savoir-vivre nie obowiązują również zimą. Alicja, która spędza urlop z dziećmi w Kościelisku, zwróciła uwagę na oburzające zachowanie ze strony niektórych turystów. Przeczytajcie jej mail.
Piją, jeżdżą i znowu piją
"Ja i moja rodzina uwielbiamy spędzać czas w górach. Zawsze wyjeżdżamy przed sezonem, bo w czasie ferii są dzikie tłumy. W zeszłym roku byliśmy w Murzasichle niedaleko Zakopanego. To był bardzo przyjemny czas, ale nie obyło się bez niemiłych incydentów. A to ktoś potrącił mnie na stoku, a to pokłócił się z kelnerką w restauracji, że nie podała żurawiny do oscypków. Klasyk. Zawsze trafia się grupa turystów, którzy są z czegoś niezadowoleni. W tym roku byliśmy w Kościelisku, ale to, co się tam działo, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Śnieg sypie mocno, na stoku ustawiają się kolejki. Moje szkraby uwielbiają ten klimat. Zaraz po przyjeździe wybraliśmy się na narty z dziećmi. Nie mamy swoich, więc zawsze korzystamy z tych dostępnych na miejscu. W pewnym momencie w punkcie wypożyczania usłyszałam podniesiony głos kobiety. Mówiła, że chce narty w innym kolorze, ponieważ te nie będą dobrze wyglądać na zdjęciu. Okazało się, że nie ma innych, 'ładniejszych' w jej rozmiarze. Podniosłam oczy ze zdumienia. Kobieta była wyraźnie rozczarowana. Cóż, takie czasy, że fotka na insta to sens życia.
Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy zobaczyłam rodziców zmuszających dziecko do zdjęcia. Malec płakał, nie chciał założyć nart. Bał się, że upadnie i wyraźnie mówił to swoim rodzicom. Ci zaś próbowali załagodzić sytuację. Mówili, że nie ma się czego bać. Mama chłopca zaczęła się niecierpliwić. Powiedziała do synka, żeby chociaż włożył gogle i kask. Wtedy będzie można przynajmniej zrobić zdjęcie. Trudno, będzie od pasa w górę, ale zawsze coś. Dziecko nie chciało, ale w końcu uległo. Zadowoleni rodzice nawet nie planowali zjeżdżać na nartach. Znowu chodziło tylko o zdjęcie!
Potem było już tylko gorzej. Tłum dzikich turystów ruszył na górkę, z której można było zjeżdżać na nartach. Jedni czekali na swoich instruktorów, inni radzili sobie na własną rękę. Niektóre osoby były lekko pijane, ale nie przeszkadzało im to jeździć z zawrotną prędkością. Kiedy się zmęczyli, szli do karczmy, zamawiali mnóstwo grzanego wina i znów wracali na stok. Czy to odpowiedzialne? Nie, zwłaszcza że na nartach zjeżdżają również dzieci, które dopiero się uczą. Kilka razy ktoś nas potrącił i nie przeprosił. Nie wiem, jak można tak się zachowywać, ale najwyraźniej Polacy mają pewne nawyki we krwi. Podobnie jak procenty".