"Uczniowie mają zakaz opuszczania budynku szkoły w czasie przerw" – podobne komunikaty można znaleźć w wielu placówkach. Dyrekcje tłumaczą, że to kwestia bezpieczeństwa – w końcu to szkoły ponoszą odpowiedzialność za uczniów. Gdy kartka informująca o zakazie nie wystarcza, szkoły posuwają się o wiele dalej... "Traktują uczniów jak więźniów" – pisze w mailu do redakcji Anita, mama ucznia liceum.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Szkoły próbują kontrolować uczniów na różne sposoby, nawet jeśli te nie zawsze są zgodne z prawem: zakazują korzystania z telefonów (nawet w czasie przerw), ingerują w wygląd (umieszczając w statutach zasady dotyczące ubioru, długości i koloru włosów czy biżuterii), instalują kamery w łazienkach czy zakazują opuszczania budynku szkoły w czasie przerw i tzw. okienek.
W tej ostatniej sprawie napisała do nas Anita. W szkole jej syna obowiązuje całkowity zakaz wychodzenia poza teren placówki – dotyczy on nawet pełnoletnich uczniów. Umieszczenie kartki na drzwiach wejściowych do szkoły nie powstrzymywało jednak uczniów przed opuszczaniem budynku, więc dyrekcja zdecydowała się zamykać drzwi w czasie przerw. Teoretycznie – chodzi o bezpieczeństwo. Jednak czy w sytuacji, gdyby konieczna była ewakuacja uczniów, rzeczywiście uczniowie byliby bezpieczni?
Kolejny zakaz, który odbiera uczniom wolność
"Dla mnie to, co dzieje się w szkole mojego dziecka, to już jakaś patologia. To nastolatki, a nie maluszki, które potrzebują ciągłej opieki. Należy im się kredyt zaufania, a nie takie ograniczenia.
U syna nie można wychodzić na przerwach i 'okienkach' poza teren szkoły, czyli nie można wyskoczyć np. do Żabki po hot-doga, jeśli się nie ma śniadania. Wiadomo, dyrekcja nie chce, żeby uczniowie np. wychodzili zapalić i to o to chodzi głównie, a nie o jakieś bezpieczeństwo. Mydlą nam tak tylko oczy.
Kartki i komunikaty dyrekcji nie działały, więc teraz jest tak, że prawie wszystkie drzwi w czasie przerw są zamknięte. Jedynie otwarte są te główne, ale tutaj kontrolują panie sprzątaczki, kto wchodzi do szkoły i kto wychodzi. Jeśli pani widzi, że uczeń wychodzi w samej bluzie, dajmy na to o 11:00, to go zatrzymują i nie pozwalają dalej iść. Normalnie jak w jakimś zakładzie pracy, niedługo dojdzie do tego, że będą musieli kartki odbijać przy wejściu i wyjściu.
Dla mnie to chory pomysł, bo co np. w sytuacji, gdyby wybuchł pożar? Wszystkie ewakuacyjne wyjścia pozamykane, to wszyscy będą się pchać do tego głównego? Brawo, gratuluję pomysłowości, przepis na katastrofę gotowy. Naradzamy się wspólnie z innymi rodzicami, co możemy zrobić. Bo wiadomo, że chcemy, żeby nasze dzieci były bezpieczne, ale takie rzeczy to już gruba przesada.
Jestem ciekawa, jak jest w innych szkołach i czy też panują tam takie głupie zasady. I może ktoś mi podpowie, co mogę z tym zrobić? Anita".
Jak czytamy w rozporządzeniu: "W obiektach oraz na terenach przyległych do nich jest zabronione wykonywanie następujących czynności, które mogą spowodować pożar, jego rozprzestrzenianie się, utrudnienie prowadzenia działania ratowniczego lub ewakuacji: (...) zamykanie drzwi ewakuacyjnych w sposób uniemożliwiający ich natychmiastowe użycie w przypadku pożaru lub innego zagrożenia powodującego konieczność ewakuacji".
Jeśli dyrekcja szkoły uniemożliwia sprawną ewakuację, warto zgłosić sprawę do Straży Pożarnej.