Moda młodzieżowa to często czarna magia dla rodziców, nawet jeśli aktualne trendy czerpią inspirację z dawnych lat. Choć nastoletnia córka naszej czytelniczki zafascynowała się modą z lat 2000, mama nie jest zachwycona. Ta sentymentalna modowa podróż, zamiast stanowić nić porozumienia, stała się... kością niezgody. "To po prostu nie wygląda dobrze" – skarży się Kinga.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"W dobie mediów społecznościowych i wszechobecnego internetu wydawało mi się, że jako mama nastolatki będę bardzo wyluzowana i nowoczesna. Świetnie pamiętam, gdy chciałam pociąć nowe jeansy, a mama mi zakazała, nie rozumiejąc, że właśnie to jest teraz modne. A bluzki odsłaniające brzuch? To było totalne zło. Obiecywałam sobie, że nigdy taka nie będę.
Byłam przekonana, że sama będę się młodzieżowo ubierać i będziemy z córką ochoczo wymieniać się wskazówkami. Może byłam trochę naiwna, ale w końcu ponownie króluje moda z lat 2000. Przecież to coś, co świetnie znam, ale chyba zapamiętałam ją nieco inaczej...
Jestem za stara?
Mam 38 lat, a moja 14-latka interesuje się modą Y2K. Od jakiegoś czasu pozwalam jej na samodzielne robienie zakupów. Niestety jej wybory nie są zbyt szczęśliwe. Po prostu uważam, że nie wszystko ze sobą gra.
Chciałabym, by moje dziecko nauczyło się ładnie dobierać ubrania. Choć moda sprzed 20 lat chyba nie jest do tego najlepszym narzędziem. Mnie kiedyś pewnie też wydawało się, że niektóre rzeczy do siebie pasują. Zestarzałam się trochę i kolejne mody chyba wyostrzyły mój gust estetyczny.
Zawsze gdy chcę coś doradzić córce, to czuję się jak stara baba, która nie rozumie młodzieżowego stylu. Wchodzę w rolę mojej mamy sprzed lat, która zjadła wszystkie rozumy. Jednak widuję dziewczyny, które ubierają się podobnie do mojego dziecka i jakoś lepiej im to wszystko wychodzi. Ona składuje ubrania na środku pokoju i mam wrażenie, że poszczególne elementy dobiera dość losowo.
Jest mi wstyd
Czasem to naprawdę duży niesmak i czuję, że muszę interweniować, bo dziewczyna niepotrzebnie się oszpeca. Dając jednak jakąkolwiek wskazówkę, tak naprawdę krytykuję jej wybór i mówię, że źle wygląda, podważam jej zdanie i styl. Obraża się i złości.
Zdarza się także, że jej kreacje przypominają bardziej strój na imprezę niż do szkoły, ale jakoś bardzo mi to nie przeszkadza. Chcę, by była niezależna i wyrażała siebie. Nie mam problemu z odsłoniętym pępkiem, dekoltem czy mini.
Chodzi jednak o to, by to jakoś grało, a ubranie było schludne, czyste, niezbyt wygniecione (prasowania nie oczekuję). Do szału doprowadzają mnie ubrania ewidentnie zbyt małe lub zbyt duże. Po prostu czasem w tych swoich stylizacjach wygląda, jakby wyciągnęła przypadkowe ciuchy z kontenera PCK. Wydaje mi się, że powinnam interweniować, zanim zostanę wezwana do szkoły, żeby wyjaśnić dyrekcji, czy nie zaniedbuję dziecka.
Jak sobie radzicie? Bo czuję się totalnie zagubiona i ciągle biję się z myślami".