"Już za kilka dni w szkole mojego syna odbędzie się uroczyste pasowanie pierwszoklasistów. To moje jedyne dziecko, nie mogę doczekać się tego wydarzenia. Wierszyków uczymy się już od kilku tygodni. Jednak przebieg dalszych przygotowań bardzo mnie zaskoczył" – pisze Monika. Czytelniczka ma wrażenie, że rodziców trochę poniosło. Słusznie?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"W połowie września syn zaczął wspominać o przygotowaniach do pasowania na ucznia. Kilka dni później przyniósł napisaną na kartce krótką rolę do nauczenia. Potem zaczął śpiewać piosenki, ćwiczyć kroki taneczne. Wszystko niby miało być wielką tajemnicą i niespodzianką, ale koniec końców rozpoczęliśmy wspólne przygotowania.
Wielkie przygotowania do pasowania
W przeciągu tygodnia, no może dwóch, wszystko mieliśmy opanowane do perfekcji. Tłumaczyłam synowi, by mówił głośno i wyraźnie. By patrzył przed siebie i nie bał się pomyłki. Był pewny siebie i nie mógł się już doczekać uroczystości.
Pozostał nam jeszcze wybór stroju. Niestety to, co mieliśmy w szafie, okazało się za małe. Wybraliśmy się na zakupy do galerii handlowej. O dziwo, wszystko przebiegło naprawdę sprawnie. Wydawało mi się, że jesteśmy już w pełni przygotowani.
To jednak nie koniec
Na początku października, na grupie rodziców założonej w mediach społecznościowych, uaktywniła się trójka klasowa. Z racji tego, że pasowanie ma się odbyć dzień przed Dniem Nauczyciela, postanowiliśmy, że połączymy ze sobą te dwie uroczystości. Ktoś z rodziców zaproponował, by wychowawczynię obdarować porcelanową filiżanką i zestawem herbat liściastych. Pomysł spodobał się wszystkim. Sprawnie i szybko poszło. Jednak jak się okazało, to był dopiero początek.
Jedna z mam, która ma już doświadczenie w pasowaniu, wspomniała, że musimy na ten dzień przygotować zdecydowanie więcej. Uaktywnili się pozostali rodzice, którzy jak z rękawa zaczęli rzucać kolejnymi pomysłami. W pierwszej kolejności rozpoczęliśmy poszukiwania tortu – 6 kg! Żadna z mam nie chciała podjąć się pieczenia, dlatego koniec końców padło na cukiernię.
To wesele?
Byłam przekonana, że to już wszystko. Prezent jest, tort jest, chyba do pasowania niczego więcej już nie potrzebujemy. Myliłam się. Jakieś dwa, trzy dni później, jedna z mam napisała, że słyszała, że rodzice z równoległej klasy zamawiają ‘mały słodki stół’. Ktoś z trójki klasowej stwierdził, że nie możemy być gorsi.
Zorganizowaliśmy kolejną składkę na donaty, desery, kruche babeczki z owocami. Z racji tego, że zostało jeszcze trochę pieniędzy, ktoś rzucił pomysł, by dla nauczycieli i dzieci zamówić jeszcze słone przekąski. Nie mogłam uwierzyć w to, co czytam. O ile do tej pory na wszystko się zgadzałam i nie zabierałam głosu, tym razem nie wytrzymałam.
Zapytałam, czy my organizujemy wesele, czy pasowanie?
Oburzenie i zrozumienie
Część rodziców od razu mnie poparła. Byli tego samego zdania, ale wstydzili się odezwać. Niektórzy nie kryli oburzenia. Usłyszałam, co ze mnie za matka. Dlaczego tak wszystkiego żałuję dzieciom. Dlaczego nie chcę, by ten dzień był naprawdę wyjątkowy. Przyznam, że sama nie wiedziałam już, co pisać.
Z jednej strony czułam, że mam rację, z drugiej nie chciałam się z nikim kłócić. Wycofałam się ze wszystkiego i organizację pozostawiłam trójce klasowej. Już za kilka dni odbędzie się pasowanie. Jestem niezwykle ciekawa czy ważniejsze będą dzieci i to, że rozpoczynają nowy etap w życiu, czy może tort, ciasteczka i małe kanapeczki. Zastanawiam się, co jeszcze wymyślą rodzice. Może balony, serpentyny i fontanna czekolady?".