Sterroryzowali niepełnosprawnego chłopca w tramwaju. Zachowanie opiekunki też fatalne
Redakcja MamaDu
22 września 2023, 11:56·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 22 września 2023, 11:56
Opisana przez naszą czytelniczkę sytuacja miała miejsce w poznańskim tramwaju. Jej córka wróciła roztrzęsiona do domu, ponieważ była świadkiem wstrząsającej sceny między kibicami Lecha Poznań a pasażerami tramwaju. W tym wszystkim razi jednak nie tylko zachowanie kiboli, ale i opiekunki niepełnosprawnego chłopaka, który padł ofiarą tej grupy.
Reklama.
Reklama.
"Córka wracała z korepetycji tramwajem, jechała z naszym psem. Po powrocie do domu była bardzo roztrzęsiona i rozpłakała się już w holu. Opowiedziała mi, co się wydarzyło podczas jej podróży. Chciałabym, żebyście to nagłośnili, bo to jest straszne i nie mogę uwierzyć w to, jaka znieczulica panuje w tym kraju.
Córka siedziała bliżej końca tramwaju, trzymała pieska na kolanach. Z tyłu siedział nastolatek, a obok niego stała dorosła kobieta. Ten chłopiec po pewnym czasie zaczął wydawać dziwne dźwięki, córka mówi, że jakby krzyczał, jęczał i wzdychał. Ale tak strasznie głośno, jakby chciał się wydrzeć. Córka obstawia, że to był albo bardzo zaawansowany autyzm, albo jakieś upośledzenie.
Nasz pies zaczął się denerwować i szczekać, a wtedy ta kobieta, która stała obok chłopaka, i ewidentnie według mojej córki podróżowała z nim, zaczęła krzyczeć na dzieciaka, że ma się zamknąć, bo denerwuje psa.
Ja rozumiem, że gdyby to było dziecko, które denerwuje psa świadomie, to ok, ale wrzeszczeć na kogoś, kto jest chory? Bo wydaje dźwięki? Moja córka bardzo się tym przejęła, więc psa tak trzymała, żeby nie reagował. Ale okazało się, że to był dopiero początek tego koszmaru!
Na następnym przystanku do tramwaju weszło trzech kiboli z piwami w ręku. Oczywiście ubrani na biało-niebiesko. I jeden z nich zaczął się drzeć na tego chłopca. Chory chłopak się uspokoił, ale po chwili znowu zaczął wydawać te dźwięki, a ten kibol zaczął go nagrywać i mówić, że to naćpany debil w tramwaju. I zadzwonił na policję! Że jakieś naćpane małoletnie dziecko jest w tramwaju!
Potem ci kibole zaczęli na chłopaka krzyczeć. Jakiś mężczyzna zareagował i zaczął krzyczeć na nich, że to jest chore dziecko i mają je zostawić w spokoju. I że ono nie jest samo, tylko jest z nim opiekunka. Wtedy oni zaczęli drzeć się na kobietę, obrażać tego pana, który zwrócił im uwagę, i dalej obrażać chłopca.
Tak na niego najeżdżali, że ta kobieta wzięła chłopca po prostu za ubrania i prawie go wypchnęła z tramwaju, żeby wyjść.
Z jednej strony uważam, że najgorszym zachowaniem wykazali się ci kibole, ale z drugiej strony ta kobieta też zachowywała się fatalnie. Zamiast powiedzieć cokolwiek, to jeszcze była agresywna wobec chłopca. Córka mówi, że go ciągnęła z tego tramwaju. Mojej córce się chciało płakać, jak tak krzyczeli na tego chłopca i jeszcze na tego mężczyznę, który stanął w jego obronie.
Ja nie wiem, co się dzieje z tymi ludźmi, ale znieczulica jest straszna. Strach puścić dziecko komunikacją miejską".
Co robić w takiej sytuacji?
Kiedy jesteśmy świadkami takich sytuacji w komunikacji publicznej, często włącza się w nas strach przed zareagowaniem. Boimy się o własne bezpieczeństwo. Jednak powinniśmy reagować, kiedy widzimy niebezpieczną sytuację. Jak?
Przede wszystkim należy zachować spokój i nie działać pod wpływem impulsu. Trzeba powiadomić motorniczego lub kierowcę autobusu o niebezpieczeństwie. Można zapukać do jego kabiny lub wcisnąć przycisk alarmowy, jeśli taki znajduje się w środku transportu, którym podróżujemy. Nie musimy obawiać się, że za jego użycie spotkają nas nieprzyjemności.
"Użycie przycisku alarmowego jest jednym ze sposobów poinformowania prowadzącego pojazd o występującym zagrożeniu. W przypadku tramwajów dwuwagonowych jest to jedyny sposób kontaktu z motorniczym, podczas gdy przebywamy w drugim wagonie" – mówi w "Gazecie Kongresy" Maciej Szkudlarek z biura komunikacji społecznej poznańskiego MPK.
Jeśli natomiast sytuacja jest bardzo niebezpieczna i zagraża czyjemuś zdrowiu czy życiu, możemy użyć hamulca bezpieczeństwa. W tych okolicznościach nie grozi za to kara. "Nie trzeba się jej bać (dźwigni hamowania awaryjnego – przyp.red.)" – zapewnia w "Gazecie Kongresy" Ejber z Bimby, bloger i poznański motorniczy. – "System tramwaju jest tak zaprogramowany, żeby podczas takiego hamowania nie spowodować jeszcze większych szkód. Prędkość jest stopniowo wytracana, a tramwaj nie 'stanie dęba' wbrew powszechnej opinii".
"Nie bójmy się i nie bądźmy obojętni na to, co się dzieje dookoła. Komunikacja miejska to nie tylko podwózka z punktu A do punktu B. To nasza wspólna przestrzeń, o którą musimy dbać wszyscy" – apeluje Ejber. Dołączamy do tego apelu.