To, że bardzo się z kimś lubimy, nie oznacza, że musimy mieć podobne podejście do wychowania własnych dzieci. Oczywiście każdy ma prawo to robić po swojemu, jednak czasem te różnice mogą być zbyt duże, by udało się miło spędzić czas. Przekonała się o tym nasza czytelniczka. "To coś więcej niż afera o jednego batonika" – wyjaśnia Joanna.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Jestem mamą 3-letniego Stasia i przez 'przeciętnych zjadaczy chleba' jestem traktowana jak człowiek, który ma hopla na punkcie zdrowego żywienia i czytania składów. Nie przeczę. Uważam, że każdy, kto świadomie podchodzi do robieni zakupów, może łatwo się przekonać, że wiele produktów, choć z piękną etykietą, jest marnej jakości. Gdy zostałam mamą, zauważyłam, że szczególnie tyczy się to produktów, które kierowane są do dzieci. Kolorowe, że ślicznymi postaciami na opakowaniach, jednocześnie wypełnione są toną zagęszczaczy, konserwantów i cukru.
Nie ugnę się
Do tej pory nie miałam z tym większego problemu, że koleżanki podchodzą inaczej do żywienia swoich dzieci. Każdy ma do tego prawo. Jednak synek podrósł i jest coraz częściej częstowany niezdrowymi przekąskami. Na spacerach ze znajomymi czy podczas wizyt domowych zawsze dostaje jogurciki, słodycze i inne produkty, które są z mojego punktu widzenia bardzo wątpliwej jakości i co więcej, zbędne w diecie dziecka.
Początkowo podeszłam do tematu na zasadzie: 'od czasu do czasu nie zaszkodzi'. Jednak okazało się, że synek zapamiętuje opakowania i potem w sklepie chce, byśmy kupili taki przesłodzony soczek czy serek, a to już mi się mocno nie podoba. Nawet przestałam zabierać Stasia na zakupy, bo kończyło się to awanturą za każdym razem.
Nie zaszkodzi?
Najczęściej widujemy się z moją przyjaciółką i jej córeczką. Niestety u niej w domu nie ma żadnych ograniczeń co do łakoci, a składów nie czyta nikt. Sonia je dużo słodyczy i przekąsek, a przyjaciółka ma wyjaśnienie na wszystko – 'przecież to maluchy, trochę nie zaszkodzi', 'serek owocowy to zdrowa przekąska, przecież napisali, że dla dzieci', 'córeczka lubi', 'bo zasłużyła', 'deserek musi być' itp.
Zaczęłam więc zwracać mojej przyjaciółce uwagę, że my w domu nie jadamy takich rzeczy. Wolę prosty skład, bez ulepszaczy. Nie podoba mi się także, że na spacerze ciągle podsuwa kupne drożdżówki, batoniki, herbatniki, chrupki i gumy rozpuszczalne. Jednak spotkało się to z olbrzymim niezadowoleniem i słowami, które bardzo mnie zabolały.
'Nie odbieraj dziecku dzieciństwa'
Ponieważ moje uwagi nie zmieniły podejścia przyjaciółki, postanowiłam uniknąć kolejnej próby poczęstowania mojego syna czymś, co ma więcej cukru i zagęstników niż owoców i wartości odżywczych. Poprosiłam, by dzieciom dała jogurt, który ja przyniosłam. Niestety mój gest nie spotkał się ze zrozumieniem i usłyszałam, że robię z dziecka dziwadło.
Powiedziała, że ma dość mojego czepialstwa. Jak chcę, to sama mogę sobie jeść trawę, ale żeby znęcać się nad dzieckiem i odbierać mu dzieciństwo? Stwierdziła, że przecież my piliśmy słodkie lemoniady, jedliśmy gumy oraz batony każdego dnia i nikt się jakoś tym nie przyjmował. 'Czy dziś nam coś dolega?' – argumentowała.
Jestem zdruzgotana i chyba to będzie oznaczało ograniczenie naszych kontaktów (przynajmniej tych w towarzystwie dzieci). Ja mogę pójść na ustępstwa i czasem pozwolić dziecku coś przekąsić, ale oczekiwałabym, by drugą stroną także uszanowała moje zdanie i też czasem odpuściła".