Choroba dziecka to dla rodziców ogromny stres. Bieganie po lekarzach, zwolnienie w pracy, zamartwianie się, kiedy maluch poczuje się lepiej... Dodajmy do tego nieprzyjemny liścik od sąsiadów znaleziony pod drzwiami. Nic dziwnego, że pewna mama z Australii postanowiła podzielić się swoją historią, by dać upust emocjom.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Młodym mamom często doskwiera poczucie samotności. Nagle ich świat wywraca się do góry nogami: spada na nie odpowiedzialność za drugiego człowieka, niektóre relacje zanikają, życie kręci się wokół zaspokajania potrzeb innej istoty, a na zaspokajanie własnych często brakuje czasu i siły. Bywa, że zrozumienie znajdują wyłącznie... we własnym telefonie. Na forach, w grupach i społecznościach, w których mogą się otworzyć i dostać w zamian: "Hej, nie jesteś sama, też tak mam" z wirtualnym poklepaniem po ramieniu.
Sąsiedzi mają dość jej płaczącego dziecka
Pewna Australijka opisała w jednej z takich lokalnych grup na Facebooku, że ostatni czas był dla niej wyjątkowo trudny. Jej 1,5-roczny synek, który na co dzień chodzi do żłobka, zachorował, więc została z nim w domu.
"Ostatni tydzień był koszmarny. Mały znów dostał gorączki, budził się w nocy co dwie godziny, bo dusił go kaszel i przez zatkany nos nie mógł oddychać" – opisuje kobieta. Możecie wyobrazić sobie emocje towarzyszące jej w takich chwilach. Stres, bezsilność, ciągłe zmęczenie.
I właśnie w takim momencie, kompletnej bezradności, znalazła pod drzwiami liścik od sąsiadów. Liścik, przez który poczuła się jeszcze gorzej: "Od sześciu miesięcy co rano słyszymy niepokojący płacz twojego dziecka. Proszę, znajdź jakieś rozwiązanie, bo my potrzebujemy snu tak samo jak ty. Mam pewność, że inni mieszkańcy, mieszkający bliżej ciebie, też tak uważają".
Z jednej strony – świetnie, że sąsiedzi zareagowali na płacz dziecka za ścianą, zamiast udawać, że nic się nie dzieje. Z drugiej – w takiej sytuacji lepszym rozwiązaniem byłoby zapukanie do drzwi, rozmowa z matką, zapytanie, czy wszystko w porządku, czy może nie potrzebuje pomocy. Nawet zadzwonienie po policję, gdyby podejrzewali, że dziecku dzieje się krzywda, byłoby lepszym rozwiązaniem niż zostawianie pasywno-agresywnej wiadomości.
Młoda mama zastanawia się, co powinna zrobić w tej sytuacji. Odpowiedzieć sąsiadom? Wywiesić na klatce w bloku kartkę z wyjaśnieniem, że jej syn choruje? Zignorować liścik? Jedna z członkiń grupy zaproponowała, by zostawiła sąsiadom zatyczki do uszu. W ten sposób zareagowałaby na problem i znalazła rozwiązanie, o które tak prosili sąsiedzi. Ten pomysł przypadł do gustu autorce wpisu.
"Czuję, że mogę być małostkowa, kupić zatyczki, przypiąć je do tablicy ogłoszeń w moim bloku i dołączyć kartkę: 'Oto rozwiązanie'" – napisała. Tylko czy to rzeczywiście załagodzi konflikt?