W Polsce nie istnieją konkretne przepisy mówiące o tym, jakie imiona mogą być nadawane dzieciom. "Filtrem bezpieczeństwa" ma być natomiast urzędnik. Ma on prawo odmówić przyjęcia oświadczenia o wyborze imienia dziecka, jeżeli w jego ocenie nie spełnia ono pewnych wymagań, np. jest w formie zdrobniałej, ma charakter ośmieszający, nieprzyzwoity lub nie wskazuje na płeć dziecka. Pozostawienie decyzji tylko w rękach urzędnika może być jednak problematyczne. Pani Karolina Karapetyan na swoim profilu na TikToku opisała swoją "przygodę" w USC. Kobieta jest Polką, jej mąż Ormianinem. Postanowili nadać córeczce ormiańskie imię, jednak nie spodobało się ono urzędniczce.
Armine to tradycyjne ormiańskie imię, jednak zadaniem urzędniczki jasno nie wskazuje płci dziecka, wręcz brzmi zbyt męsko. Z relacji pani Karoliny wynika, że urzędniczka usilnie twierdziła, że wszystkie imiona żeńskie powinny kończyć się na "a". Młodzi rodzice mieli także usłyszeć, że: "Jesteśmy w Polsce, dlaczego nie możecie nazwać dziecka po polsku?". Tiktokerka uważa, że w urzędach powinny pracować osoby bardziej wyedukowane i bardziej otwarte. Ostatecznie rodzicom udało się zarejestrować imię Armine. Jednak patrząc na ranking imion, który co roku publikuje Ministerstwo Cyfryzacji, to nie wszyscy urzędnicy miewają takie obiekcje.