Mikołaj był niezwykle energicznym chłopcem. Michalina, jego matka, mówi, że był dzieckiem, który swoją obecnością wypełniał każdą przestrzeń. Wszystko zmienia się dziewiątego lutego 2020 roku. Nic nie przepowiada, tego co ma się wydarzyć, dzień jest zwyczajny. Niespełna czteroletni wtedy chłopiec jest w przedszkolu. Krztusi się winogronem, nieprzytomny upada na podłogę, nie oddycha. Zostaje wezwana pomoc, nieudolnie. Kilka tygodni na intensywnej terapii, potem walka o każdy dzień i przywrócenie… właściwie jakiejkolwiek cząstki Mikołaja sprzed zdarzenia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kto zawinił? Prokuratura mówi o nieszczęśliwym wypadku, matka Mikołaja o wszystkich zaniedbaniach, do których doszło. Walczy o przyszłość syna i sprawiedliwy wyrok. I o przetrwanie rodziny. Przed zdarzeniem była jej jedyną żywicielką. Teraz koszty wzrosły, a budżet jest niższy. Zasiłek pielęgnacyjny to kropla w morzu potrzeb.
Jakie jest twoje stanowisko dotyczące zdarzenia. Nieszczęśliwy wypadek czy zaniedbanie?
Jeżeli chodzi o samo zdarzenie, to jestem w stanie przyznać, że był to wypadek. Wciąż jednak jest we mnie żywy żal, za to, jak wyglądało dalsze postępowanie po wypadku. Śledztwo prowadzone przez prokuraturę pokazało, że pomoc była udzieloną późno, karetka była wezwana w nieodpowiedni sposób.
Ktoś z przedszkola zadzwonił, powiedział: Dzień dobry, dziecko się zakrztusiło, potrzebna karetka. (Tutaj podana została nazwa przedszkola, przyp. red.). – w tym momencie osoba, która dzwoniła, przerwała połączenie.
Po kilku chwilach dyspozytor próbował połączyć się raz jeszcze. Karetka była zadysponowana, jednak przez wzgląd na tak mało informacji, jechała do Mikołaja zupełnie podstawowa jej wersja, na której pokładzie nie było lekarza oraz sprzętu do reanimacji.
Podczas kolejnego połączenia, na zapisie słychać w tle krzyki: szybko, karetkę! Nie oddycha! – Dyspozytor, słysząc to, zadał pytanie: Co się dzieje? – i dopiero wtedy uzyskał informację, że dziecko przestało oddychać.
To były te zbędne minuty, które upływały, a mój syn leżał na podłodze i nic się nie działo. Nikt mu nie pomógł. To dyspozytor przy drugim połączeniu zapytał, jak pomagają chłopcu. Usłyszał, że właśnie rozpoczęto reanimację, jednak okazało się, że wykonywana jest nieprawidłowo.
Moje pytanie brzmi: gdzie w tak krytycznym momencie była wiedza ze szkoleń dotyczących pierwszej pomocy, którą podobno się przechodzi w każdej placówce?
Prokuratura zakończyła postępowanie?
Tak. Uznała zajście za nieszczęśliwy wypadek.
Próbowaliśmy się odwołać od tej decyzji, kompletując szereg dowodów zaniedbań, jak choćby to, że w momencie, w którym Mikołaj zaczął się krztusić, nikt nie wezwał karetki, nie udzielił mu pomocy, natomiast trwały poszukiwania pielęgniarki lub fizjoterapeutki na terenie przedszkola.
Sędzina podczas przedstawiania tych dowodów rzuciła, że czepiamy się szczegółów i że to wina Mikołaja, że nie umiał jeść. To dokładnie jej słowa oraz oficjalny zapis w orzeczeniu: Trzyletnie dziecko powinno się wykazać względną samodzielnością.
Mikołaj był ubezpieczony w placówce. Otrzymaliście z tego tytułu jakąś kwotę?
Zakończenie śledztwa przez prokuraturę zamknęło nam drogę do rozmów z ubezpieczycielem. Jeszcze przed procesem sądowym, mieliśmy zapewnienie, że niezależni specjaliści ocenią stan poszkodowanego w wypadku i niezależnie od decyzji sądu, orzekną o należytej kwocie w ramach ubezpieczenia.
W momencie, w którym zapadła decyzja sądu, że wypadek był nieszczęśliwy i nie wyniknął z ludzkiego błędu, ubezpieczyciel zmienił narrację. Więc finalnie Mikołaj dostał około trzech tysięcy złotych za pobyt w szpitalu i dwa tysiące ze względu na uszczerbek na zdrowiu. A ten został oszacowany przez ubezpieczyciela na 20 proc. To mniej więcej tak, jakby syn miał niesprawną jedną rękę, a cała reszta była ok.
Ile czasu Mikołaj pozostawał w śpiączce?
Nadal w niej oficjalnie jest. Nie nawiązuje świadomego kontaktu. To jednak jest bardzo złożona kwestia. Po sześciu tygodniach trwania śpiączki trzeba określić stan pacjenta. Od tej diagnozy zależy całe dalsze postępowanie, drogi rehabilitacji i możliwości leczenia.
Szpitale najczęściej nie wypisują więc niczego i wysyłają takiego pacjenta do domu. Więc jego stan pozostaję medycznie nieokreślony, pozwalając rodzinie korzystać z leczenia na NFZ.
Mikołaj pozostaje obecnie w stanie minimalnej świadomości. Nie jest mu obojętne, co się z nim dzieje. Jednak, kiedy zadaję mu pytania, nie otrzymuję na nie odpowiedzi. Jednak kiedy jest na rehabilitacji i wykonuje ćwiczenie, które jest dla niego bolesne, pokaże swój dyskomfort, jęczy, płacze.
Nie okazuje natomiast radości, nie uśmiecha się.
Na ciebie reaguje inaczej?
Jest przy mnie nieco bardziej rozluźniony. Kiedy dotykają go inne dłonie, napięcie w ciele wzrasta. To jedyny sposób, w jaki go „czytam”.
Otrzymujecie wsparcie systemowe?
Otrzymujemy zasiłek opiekuńczy, korzystamy z form rehabilitacji na NFZ, takich, jakie mamy dostępne u nas, w małym mieście, Elblągu. Czasowo, to jest około czterech godzin w tygodniu, w ramach NFZ.
To wystarczająco?
Dla dziecka, które jest zdrowe i jego jedyne problemy obejmują wymowę głosek, więc potrzebne jest wsparcie logopedyczne, to jest ok. Dla Mikołaja to zdecydowania za mało. Z logopedą poznają się w każdym tygodniu od nowa. Przez pół godziny nie robią żadnych postępów.
Jak Mikołaj obecnie przyjmuje posiłki?
Większość przez żywienie dojelitowe przez PEG. Udało mi się przywrócić mu odruch przełykania. To był bardzo długi proces i moje żmudne starania, ale udało się. Lekarze osądzili, że odruchu brak i nie ma szans, by wrócił, a ja go wypracowałam. Teraz Mikołaj przełyka ślinę, a kiedy gardło nie jest w infekcji, karmię go łyżka, przełyka.
Mówiłaś wcześniej, że przed wypadkiem byłaś jedyną żywicielką waszej rodziny. Jak teraz wygląda twoja/wasza sytuacja? Pobieracie świadczenie pielęgnacyjne, nie możesz podjąć pracy zarobkowej.
Kwota świadczenia jest dużo niższa, niż to, co byłam w stanie zarobić. Pracowałam na dwa etaty, byłam terapeutką osób dorosłych i dzieci z niepełnosprawnością intelektualną. Zdarzały się dni, w których Mikołaj spał, kiedy wychodziłam z domu i spał już, kiedy do niego wracałam.
Po wypadku nadal mam dwójkę dzieci, z tym że potrzeby jednego z nich, znacznie wzrosły. Nie widzę perspektywy w tym momencie podjęcia pracy. Nawet kiedy zostawię Mikołaja na godzinę czy dwie w ośrodku pod wyspecjalizowaną opieką, jestem pod telefonem cały czas. Stan Mikołaja jest poważny i nieprzewidywalny.
Natomiast jestem przekonana, że mogłabym niewielkie kwoty zarobić, pracując w elastycznych godzinach pracy, dorywczo. Nie mam takiej możliwości, przez obowiązujące przepisy. To kolejne ograniczenie.
Ile Mikołaj ma teraz lat?
Pięć. Wypadek zdarzył się 9 lutego, czwarte urodziny wypadały 21 lutego, na oddziale intensywnej terapii.
*Osoby z otoczenia Mikołaja, zainicjowały ogólnopolską akcję. Początki akcji #AkcjaBezpieczneKawałki są ściśle związane z historią Mikołaja. Chcą, by ta historia nigdy więcej się nikomu nie wydarzyła. Dotąd nie istniały żadne wytyczne chroniące nasze dzieci przed zadławieniem się jedzeniem w przedszkolach i żłobkach. Możemy to zmienić, wspólnie. Link do akcji dostępny jest tutaj.
Natomiast pod tym linkiem istnieje możliwość przekazania wsparcia finansowego dla Mikołaja i jego walecznej matki: Obudź się Miki.