Gdy ja wołam na pomoc męża, moje samotne koleżanki są w stanie sprostać wszystkim wyzwaniom, jakie stawia przed nimi życie. Choć wychowują dzieci w pojedynkę, naprawdę świetnie sobie radzą i warto z nich brać przykład.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Są dni, gdy nie wiem, w co włożyć ręce. Gdy mój mąż ma wyjazd służbowy lub dużo spraw do załatwienia na mieście i wraca bardzo późno, wszystkie bieżące sprawy są na mojej głowie. Jak na złość zazwyczaj w takie dni wszystko idzie nie tak. Nagle okazuje się, że maluch, akurat dziś buntuje się na wszystko, a starszak potrzebuje pomocy w nauce. Do kompletu dochodzi zrobienie obiadu, gdy w lodówce jest tylko światło i opanowanie chaosu w mieszkaniu. Muszę posprzątać, bo czuję, że za moment się uduszę. Nie wiem jednak w co ręce włożyć, a czas mnie godni, bo zaraz trzeba wychodzić na dodatkowe zajęcia...
Zazwyczaj dzielimy się z mężem obowiązkami, ale są dni, gdy jestem ze wszystkim sama. Są to jednak tylko dni, chaotyczne i potwornie męczące, wybijające z rodzinnego rytmu pojedyncze dni. Jednak takie dni to tygodnie, miesiące i lata dla wielu kobiet, które samotnie wychowują dzieci. Świetnie sobie radzą same, więc warto się od nich nauczyć się kilku ważnych rzeczy.
Oto 5 lekcji macierzyństwa, których nauczyłam się od moich koleżanek samotnie wychowujących dzieci:
1. Istnieje hierarchia potrzeb
Gdy koleżanka rozwiodła się z mężem, postanowiła maksymalnie ułatwić sobie życie, stawiając na pierwszym miejscu tylko to, co jest najważniejsze. Zrobiła sobie przerwę w studiach podyplomowych w pierwszym roku po rozstaniu, ograniczyła również zajęcia dodatkowe dzieci do minimum, tylko do tych, które dzieci lubił najbardziej (a nie tych, które ona by wybrała).
Nauczyła mnie, że warto dokonywać wyborów i decydować się tylko na to, co jest najważniejsze. Dzięki temu można zadbać o własne zdrowie psychiczne i fizyczne. Stworzyłam swoją hierarchię potrzeb. Zamiast ciągłego dorzucania sobie kolejnych zadań, zrozumiałam, że warto mieć priorytety.
2. Dzieci też mogą mieć obowiązki
Rodzice często traktują szkołę i zajęcia dodatkowe jako priorytet, a potem pozwalają dzieciom na zasłużony odpoczynek. Odpuszczają jednocześnie zaangażowanie w dbanie o wspólny dom. Moja koleżanka nauczyła mnie, że dzieci mogą w domu robić znacznie więcej, niż mi się do tej pory wydawało. Buduje to nie tylko ich samowystarczalność, ale także odciąża rodzica. Bardzo chcę, by moje dzieci też tak robiły.
3. Mniej nie znaczy gorzej
Gdy koleżanka po rozwodzie przeprowadziła się z dziećmi do mniejszego mieszkania, zrezygnowała również z wielu posiadanych do tej pory rzeczy. Wydawało mi się, że dużo straciła, tymczasem w rzeczywistości zyskała więcej. Rodzeństwo zaczęło się więcej ze sobą bawić i sobą zajmować nawzajem. O dziwo nowa sytuacja stała się także okazją do częstszych negocjacji między dzieci, czy współpracy, a nie awantur.
4. Matki potrafią więcej niż im się wydaje
W naszym domu stworzył się niepisany podział. Nikt tego nie ustalał, jednak np. gdy psują się rowery, to mój mąż je naprawia. Jest tak z wieloma rzeczami. Gdy ostatnio go nie było, jakoś musiałam sobie sama poradzić, albo powiedzieć dziecku, by poczekało do powrotu taty. Jednak samotne mamy nie ma takiego dylematu, podciągają rękawy i działają. Kiedy nie masz innego wyboru, jak tylko spróbować, uczysz się, jak bardzo jesteś zdolna.
5. Małe rzeczy są ważne
Gdy niedawno zaproponowałam koleżance wyście na kawę, usłyszałam, że ten weekend spędza z synem. Jednak to nie było coś w stylu "o matko muszę się nimi zająć", ona miała już plan. Zawsze ma. Bez względu czy na to leniwe oglądanie bajek, rowerowa wycieczka, czy wyjście do kina. To, co mogłoby wydawać się zwyczajne, stało się znacznie ważniejsze. Wspólny weekendowy czas z dzieckiem znalazł się wysoko na liście jej priorytetów.