"Nikt w klasie nie lubi pani dziecka". Czy nieśmiałe znaczy gorsze?
Rodzice zmienili Tomkowi szkołę po przeprowadzce. Ta nowa miała być remedium na nieśmiałość chłopca. Po kilku miesiącach zastanawiają się, czy postąpili dobrze.
Reklama.
Rodzice zmienili Tomkowi szkołę po przeprowadzce. Ta nowa miała być remedium na nieśmiałość chłopca. Po kilku miesiącach zastanawiają się, czy postąpili dobrze.
Tomek zawsze był trochę wycofany. Dobrze bawił się tylko w małej grupie, w szkole, do której chodził na początku, nie czuł się dobrze. - To ogromna placówka, hałas, zamieszanie, Tomek czuł się tam źle, nie nawiązał żadnych relacji z kolegami. Poszliśmy do psychologa, powiedział, że syn jest bardzo nieśmiały i nie można go zmuszać - mówi Agata.
Kobieta przyznaje, że poza opinią specjalisty, którą otrzymali, dostali też zalecenie, żeby rozważyć zmianę szkoły na mniejszą. - Pani powiedziała, że zdecydowanie wychowawca musi włączyć się w proces socjalizacji syna, bo na szkolnej płaszczyźnie bez współpracy z nią nic nie ugramy.
Rodzina przeprowadziła się w styczniu do nowego domu, postanowili wykorzystać okazję. W połowie drugiej klasy Tomek zmienił szkołę. - Tu poszedł od razu z opinią, nauczycielka zapewniała nas, że pomoże mu wejść w życie klasy, że dzieci są przyjazne, grupa mała, bo zaledwie 18-osobowa. Przedstawiła bardzo szczegółowy plan i wyglądało to dobrze - wspomina kobieta.
Chłopiec przez pierwszych kilka dni siadał codziennie z kimś innym. Nauczycielka chciała w ten sposób zachęcić dzieci, by poznały nowego kolegę. - Syn nie był zadowolony i inne dzieci też nie. On siedział w pierwszej ławce, a pani po kolei sadzała z nim różne dzieci. Nie mogli rozmawiać, bo przeszkadzali, na przerwie dzieciaki wracały do swoich grupek, więc Tomek ciągle był sam - opowiada Agata.
Tata Tomka nie wytrzymał, po dwóch tygodniach poszedł do nauczycielki, żeby z nią porozmawiać. - Mąż jest niezwykle spokojnym człowiekiem. Poprosił panią, aby włożyła więcej uwagi w integrację dziecka, bo czuje się odrzucone - mówi mama trzecioklasisty.
Nauczycielka tłumaczyła, że wszystkie dzieci wychowały się w okolicy, znają się od zawsze i potrzebują więcej czasu, żeby lepiej poznać nowego kolegę. - A Tomek chodził do szkoły, jak na skazanie. Pewnego dnia w końcu wrócił z uśmiechem - mówi kobieta.
Jak się okazało, jej syn bujał się na krześle w czasie lekcji i upadł. Nauczycielka podniosła na niego głos, a dzieci natychmiast poderwały się, żeby dobrze widzieć wypadek. - Powiedział, że bolało, ale warto było, bo przynajmniej zwrócili na niego uwagę. Wcześniej zaczął podejrzewać, że jest niewidzialny - mówi smutno moja rozmówczyni.
Potem były jeszcze zajęcia integracyjne, w czasie których Tomek siedział na środku, a koledzy w kręgu wokół niego i opowiadali różne miłe rzeczy o sobie, żeby lepiej ich poznał. - Nikt go nie zapytał, co on lubi robić, jeść, o nic... - mówi kobieta.
- Nawet nie umiem sobie wyobrazić, jaki to musi być stres dla nieśmiałego dziecka. Jak można wystawić je na taką wystawkę? - pyta kobieta. Po tych "sesjach", we wrześniu nauczycielka wezwała rodziców trzeciolasisty do szkoły.
- Po ponad pół roku pracy z dzieckiem, powiedziała to, czego żadna matka nie chce usłyszeć: "Dzieci nie lubią pani syna". Zatkało mnie. Kiedy próbowałam protestować, że raczej nie znają, niż nie lubią, zapytała, czyja to wina - ręce mi opadły.
Syn Agaty nie umiał, a potem już nie chciał zabiegać o relacje z rówieśnikami. Na urodziny odmówił zaniesienia do szkoły słodyczy. - Uznał, że zje je z bratem i dwoma kolegami z przedszkola, z którymi ma kontakt. Co ja mam mu powiedzieć? Że go nie lubią, że ma zacisnąć zęby i przetrwać te lata, które mu zostały? Zmienić szkołę, trzecia podstawówka w trzy lata? - pyta retorycznie kobieta.
W szkole dzieci spędzają mnóstwo czasu, nie zawsze są to potem miłe wspomnienia. Nasze dzieci mogą mieć przyjaciół z zajęć dodatkowych, sąsiedztwa, rodzeństwo, ale ta grupa rówieśnicza w klasie też jest ważna. Kiedy dziecko wchodzi po jakimś czasie do nowej społeczności, która rządzi się już swoimi zasadami, może być ciężko się przebić do jej struktur, zwłaszcza tym nieśmiałym uczniom.
W takiej sytuacji warto nie poprzestawać na "załatwianiu opinii". Bywa, że dziecko potrzebuje kilku sesji z psychologiem, który pomoże mu znaleźć narzędzia, żeby nawiązać relacje z innymi dziećmi w grupie. Trzecioklasista może jeszcze tak bardzo ich nie potrzebować i nie odczuwać odrzucenia, ale w wieku nastoletnim to wyobcowanie często zaczyna być uciążliwe.
Warto namawiać syna, żeby próbował się włączać do rozmów na tematy, które go interesują, jeśli nie w większej grupie, to z pojedynczymi osobami. Wśród 18 dzieci z pewnością jest ktoś, kto ma pasje podobne do Tomka, trzeba go tylko znaleźć. Naucz dziecko radzić sobie z porażkami, które przecież przydarzają się nam wszystkim. Niech się nie zraża.
Kolejna zmiana szkoły w tak krótkim czasie może być dla niego zbyt dużym stresem. Warto próbować, zapraszać dzieci do domu, poznać innych rodziców. Introwertyk nie musi być duszą towarzystwa, ale to nie znaczy, że opinia innych go nie obchodzi.