Kiedy dziecko wraca ze szkoły i widzisz jego zachmurzoną twarz, chcesz pomóc już. Nieważne, czy koleżanka nie chciała siedzieć z twoją córką na lekcjach, czy nastolatek skarży się, że matematyk znów go pytał, bo się uwziął. Jednak zanim zabierzesz się za rozchmurzanie dziecięcej buzi, zastanów się, czy to najlepsze wyjście.
Reklama.
Reklama.
Rodzice wymagają od siebie za wiele
"Rodzice biorą na siebie wielką odpowiedzialność za nastrój swoich dzieci, bo wydaje im się, że ich zadaniem jest jak najszybsze 'naprawienie' dziecka” – mówiła w rozmowie z Washington Post Wendy Mogel, psycholożka kliniczna.
I coś w tym jest, bo my nie lubimy, jak dzieci są smutne. Chcemy zdjąć z nich cały ciężar i poprawić ich nastrój tu i teraz. Wmówiliśmy sobie, że to nasz obowiązek. Zupełnie, jakby smutne, złe, zawiedzione dziecko w domu świadczyło o naszym braku kompetencji rodzicielskich.
A my nie jesteśmy odpowiedzialni za nastrój dzieci. Mało tego, wielu ekspertów jest zdania, że dziecko, które cały dzień trzymało fason, a w domu rozkleja się lub wybucha, świadczy o naszej sile. Dziecko przy nas nie musi udawać. Wykorzystajmy to.
Dziecko ma prawo czuć się gorzej
Jeśli wraca i zaczyna rozpaczać, to znaczy, że już nie musi udawać. Że po całym dniu, kiedy stwarzało pozory silnego, może w końcu być sobą, może okazać słabość. Bez ryzyka bycia wyśmianym, ocenianym, z nadzieją na zrozumienie.
To, że dziecko skarży się na kiepski dzień, na zdarzenia, które spotkały je w szkole, wcale nie oznacza, że oczekuje od ciebie natychmiastowego rozwiązania problemu. Nie musisz odwracać jego uwagi ani dzwonić do mamy Marysi, żeby kazała córce bawić się z twoją Jadzią, bo jej przykro.
Rozwiązując problem za dziecko, nie uczysz go, jak sobie radzić, tylko usuwasz kamienie z jego drogi, żeby się nie potknęło, a bez potykania nigdy nie nauczy się dobrze biegać.
Interwencja podnosi rangę problemu
Jeśli widzisz, że dziecko wróciło rozemocjonowane i natychmiast przystępujesz do interwencji, sprawiasz wrażenie, że problem jest większy, niż ma to miejsce w rzeczywistości. Czasem lepiej pozwolić emocjom opaść lub wybrzmieć.
Zamiast rzucać się do pisania skargi do dyrektora, powiedz lepiej: "To brzmi, jakby dzisiejsza matematyka była naprawdę niefajna". Takie zdania są jak wytrychy, które otwierają serce dziecka. Zaczyna opowiadać więcej szczegółów. Czuje się wysłuchane, a czasem tylko tego potrzebuje.
Zachęcaj dziecko, aby nazywało emocje, które mu towarzyszyły, podpowiadaj: "Byłeś bardziej zły czy smutny?". Opowiadanie o emocjach dla dziecka w wieku szkolnym jest często lekiem na te uczucia, które są dla niego nieprzyjemne.
Warto przypominać dziecku, że żadna emocja nie trwa wiecznie. A rozwiązania lepiej szukać na chłodno. Czasem dobrze mieć zły dzień. Oceniając na spokojnie, co poszło dziś nie tak, łatwiej znaleźć sposób, żeby następnym razem było lepiej, łatwiej.
Zauważyłam, że...
W momencie, kiedy dziecko się miota, zwróć jego uwagę na narzędzia, które zwykle wybiera, by się uspokoić. "Zauważyłam, że uspokaja cię muzyka, spacer, kąpiel, może spróbujesz i tym razem?". Podsuwanie dziecku takich rozwiązań to nie odwracanie uwagi, ale skupianie jej na szukaniu rozwiązania.
W trudnych sytuacjach, zamiast za wszelką cenę rozwiązywać problem dziecka i podkreślać, jakie to okropne, co je spotkało, naucz je, jak radzić sobie z podobnymi trudnościami w przyszłości. Dając dziecku narzędzia do rozwiązywania pozornie błahych spraw, zakorzeniasz w nim mechanizmy, które pozwalają mu poradzić sobie w przyszłości z większymi trudnościami.
Tak naprawdę nasza rola sprowadza się do przewodnictwa. Do bycia drogowskazem, który pomoże wrócić na właściwe tory. Raz, drugi, piętnasty, musimy dziecko zaholować do bezpiecznego portu, ale w końcu nauczy się samo znajdować do niego drogę.