Zróbmy mały eksperyment - spróbujcie nie chodzić do toalety przez cały dzień pracy. Brzmi absurdalnie, prawda? A co ma powiedzieć młodzież, która nie ma szans załatwić się przez cały dzień w szkole?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dramat przepełnionych liceów jest wielowymiarowy, a jednym z problemów stają się toalety. Problem może wydać się błahy, ale gdy poddasz się powyższemu eksperymentowi, zobaczysz, że nie jest to ani łatwe, ani zdrowe.
No bo jak w szkole wybudowanej na 300 uczniów, która przyjęła ich w tym roku 1000, a długość przerw ani liczba toalet nie zwiększyły się, ma się załatwić dziecko? Do tego wymagamy od nich skupienia uwagi - spróbuj to zrobić z pełnym pęcherzem.
I może na twojej twarzy pojawił się przez chwilę uśmiech, bo temat załatwiania potrzeb fizjologicznych nie wydaje się wart twojej uwagi, jednak dla wielu dzieci stał się on realnym problemem. Uwierz mi, one nie chciałby go mieć, ani ja o nim pisać. Jednak gdy do domu przychodzi moje dziecko i opowiada, jak długa była kolejka do toalety i szanse dostania się do niej praktycznie zerowe na każdej z przerw, czuję złość.
Uczniowie nie powinni martwić się, czy zdążą pójść do szkolnej toalety, to w ogóle nie powinno stanowić żadnego problemu, ale rzeczywistość zaskoczyła wielu, w tym dyrektorów szkół, którzy chcąc pomóc, młodzieży przyjmowali, ile się da. Jednak to, że sala lekcyjna jest w stanie pomieścić dziesiątki dzieci, nie znaczy, że szkoła jest na nie przygotowana.
Nagle problem stanowi dostanie się do toalety, do sekretariatu, który otwarty jest tylko na kilku przerwach, do stołówki, a trzy klasy na jednym boisku stają się takim luksusem, że aż nauczyciel podkreśla na zebraniu, iż to powód do radości, że nie mają lekcji na korytarzu.
Aż trudno uwierzyć, że żyjemy w XXI wieku, czasach lotów kosmicznych, prac nad klonowaniem i inteligencją robotów, a nie jesteśmy w stanie zapewnić systemowych rozwiązań i godziwych warunków do rozwoju i edukacji naszym dzieciom.
Czekam tylko, kiedy jakiś minister wyskoczy z propozycją zakładania młodzieży pieluch jako alternatywy dla rozbudowy szkół. A nie, przecież jest łatwiejsze rozwiązanie - wystarczy znów posłać dzieci na zdalne. Ale to już temat na kolejny artykuł.