Blisko od dekady aktywiści i organizacje międzynarodowe walczą z dyskryminacją kobiet. Tymczasem gigant technologiczny od blisko 10 lat nie zmienił swojej polityki w tym zakresie. W popularnej wyszukiwarce po wpisaniu haseł "uczeń" i "uczennica" ujrzymy odpowiednio - zdolnego chłopca oraz dorosłą kobietę w krótkiej spódniczce. Co poszło nie tak?
Reklama.
Reklama.
Dwa lata po głośnym eksperymencie Doroty Zawadzkiej, zmian nie widać. Po wypisaniu w wyszukiwarkę Google haseł "uczeń" i "uczennica" możemy spodziewać się zupełnie innych efektów wyszukiwania. A przecież te wyrazy oznaczają to samo - osobę, która chodzi do szkoły i się uczy.
Dlaczego więc chłopcy przedstawieni są na tle książek, z globusem i żarówkami "geniuszu", a dziewczynki to seksowne "dziunie" lub zombie? W dodatku na zdjęciu najlepszy uczeń po prostu czyta książkę, a dziewczynka, która się uczy, przybiera (o ile można tak powiedzieć) kuszącą pozę z bosą stopą.
Grafiki to jedno, ale spójrzmy także na hasła pokrewne polecane przez wyszukiwarkę. Uczeń jest: zdolny, szczęśliwy i ma obowiązki. Uczennica jest uprzedmiotowiona. Mundurek łączy się z fototapetą, strojem na halloween. Można stąd wysnuć prosty wniosek, że uczennica nie istnieje naprawdę, to tylko przebranie.
W dodatku hasło "pilna uczennica" jest opatrzone zdjęciem dorosłej kobiety w seksownej pozie, która kojarzy się z filmami erotycznymi, a nie edukacyjnymi.
Już w 2013 roku UN Women stworzyło kampanię, która wskazywała wyszukiwarkę Google, jako źródło nierówności i mizoginii. Na podstawie autouzupełniania po wpisaniu: "kobiety powinny..." pojawiały się dopiski "zostać w domu", "być niewolnicami", "zostać w kuchni" itp.
Niemalże po 10 latach od zauważenia tego faktu przez ONZ w popularnej wyszukiwarce kobiety nadal traktowane są przedmiotowo. A zaczyna się, gdy są jeszcze dziewczynkami.
Safiya Noble, profesor UCLA w swojej książce "Algorithms of Oppression" wskazywała, że rasistowskie i seksistowskie wyniki wyszukiwań w Google'u są wynikiem wyborów użytkownika. Choć wiele wskazuje raczej na to, że aplikacja po prostu faworyzuje reklamodawców (jak w przypadku seksownych strojów uczennic), zamiast definicji czy newsów, a nawet tekstów rodzicielskich, jak to jest w przypadku hasła "uczeń".