Gdy mój syn zaczynał przygodę z przedszkolem, postanowiłam, że pierwszego dnia pójdzie tam tylko na trochę. „Jest taki malutki, to i tak będzie dla niego bardzo dużo”, myślałam sobie. Opiekunka wybałuszyła na mnie oczy, kiedy powiedziałam, że za godzinę po niego przyjdę. „Jak to za godzinę?!”. Ano, tak to.
Zrobiłam zakupy i wróciłam do przedszkola. Poszłam na górę do sali, wywołałam nauczycielkę i poprosiłam o przyprowadzenie synka. Drugiego dnia zostawiłam go na dwie godziny, trzeciego – na trzy.
Dzieci, zwłaszcza te, które rozpoczynają przedszkole, znajdują się w niezwykle trudnym momencie życia. Muszą rozstać się z rodzicami i, z dnia na dzień, zacząć spędzać czas w nieznanym otoczeniu. Tracą poczucie bezpieczeństwa, niektóre płaczą całymi godzinami. Przytulanie i pocieszanie przez obcą osobę działa raczej słabo. Trzymanie w zamknięciu takiego malucha w myśl wymyślonych zasad jest zwyczajnie nieludzkie. Nie chciałam fundować tego mojemu synowi.
Dziwiło mnie to bardzo, że rano w szatni mama jednego z dzieci prawie płakała w rozmowie ze mną, że od razu trzeba dziecko zostawiać na tyle godzin. Ale kiedy powiedziałam, że mój dziś będzie dwie godziny, nie wierzyła: „Pozwolili pani?”. Opadły mi ręce. To ja potrzebuję zgody na zabranie własnego dziecka do domu? Ktoś tu chyba się urwał z choinki.
Wychowawcy mówią o tym już na pierwszym zebraniu: „Proszę, by nie odbierać dziecka przed obiadem, a najlepiej dopiero po leżakowaniu”. Często dodają, że jest to odgórne zalecenie dyrektora (brzmi poważniej). Potem w korytarzach i na drzwiach wejściowych wieszane są kartki z tym samym poleceniem. Więc rodzice się stosują. Mało komu przyjdzie do głowy pytanie, czy tak w ogóle można postępować. Czy to jest zgodne z prawem, legalne.
Ale cóż, tak już mamy. My – społeczeństwo. Jesteśmy posłuszni. Może to dlatego, że kiedyś w szkole, ale i w domu, byliśmy uczeni bezwzględnego szacunku do nauczycieli, osób na stanowiskach, urzędników, itd. I tak nam zostało. I „im” też to zostało. Korzystają ze swojego autorytetu na całego. Chociaż jesteśmy już duzi, wciąż wpadamy w tę samą pułapkę. Przed nauczycielką lub (o, zgrozo!) dyrektorką stajemy się grzeczni i potulni jak baranki.
Oczywiście. Możesz to zrobić, kiedy tylko chcesz. Żaden przepis prawa tej kwestii nie reguluje. To jest twoje dziecko, a ty nie jesteś osobą ubezwłasnowolnioną. Jeśli masz taką fantazję, że o 11 chcesz już odebrać pociechę i jechać z nią na wycieczkę, nic nie stoi na przeszkodzie. Tylko jedna rada – nie pytaj o to nauczycielki, ale jej to oznajmij: „Przyjdę po córkę o 11.00”. Jeśli zapytasz, czy możesz przyjść, ryzykujesz, że ona odpowie „nie”. I będziesz musiała dalej dyskutować lub... zrezygnować.
Wczesne odbieranie dziecka z przedszkola jest niezwykle istotne właśnie teraz, kiedy maluchy są w okresie adaptacji. Jeśli twoja praca ci na to pozwala, nie zastanawiaj się – zaoszczędzisz dziecku w ten sposób sporo stresu, wejście w nowe środowisko przebiegnie łagodniej. Wypada jednak wziąć pod uwagę kilka kwestii.
Po pierwsze, zawsze informuj opiekunkę, o której odbierzesz dziecko. To kwestia nie tylko dobrego wychowania. Nauczycielka dostanie przekaz, że jesteś osobą rzetelną. A wiedząc, że twój syn czy córka ma wyjść wcześniej, będzie mogła się do tego przygotować i, na przykład, w pierwszej kolejności poda mu obiad, żeby zdążył zjeść.
Po drugie, nie wchodź do sali, bo mogą cię zobaczyć inne dzieci. Będzie im przykro, że to nie ich mama przyszła, mogą zacząć płakać. Takie zachowanie byłoby bezduszne z twojej strony i sprawiłoby, że opiekunki, musiałyby nagle z powrotem zacząć uspokajać dzieci, które prawdopodobnie i tak dopiero co przestały płakać. Zostań za drzwiami.
Po trzecie, staraj się przychodzić w takich momentach, żeby nie dezorganizować pracy w grupie. Jeśli wparujesz w połowie śniadania albo w momencie, kiedy wszystkie dzieci tańczą w kółku, możesz narobić kłopotów. Zapoznaj się z dokładnym planem dnia swojego przedszkolaka i wybieraj takie momenty, w których jak najmniej będziesz przeszkadzać. Przychodząc, na przykład, w połowie leżakowania możesz nie tylko obudzić swoje, ale i inne dzieci.
Skąd się w ogóle wzięły te zakazy? Cóż, spróbujmy wejść w buty opiekunek. Gdyby każdy rodzic odbierał dziecko kiedy chce, one nie mogłyby normalnie pracować - ani poprowadzić zajęć dydaktycznych, ani pobawić się, ani nawet spokojnie nakarmić czy uśpić maluchów. Wciąż tylko otwierałyby komuś drzwi. Z drugiej strony, to jest ich praca. A w każdej pracy są lżejsze i cięższe okresy. Nauczyciele przedszkolni we wrześniu mają pod górkę i tak to już jest.
Na koniec – to nie jest tak, że namawiamy do wchodzenia sobie do przedszkola i zabierania swojego dziecka kiedy nam się żywnie podoba. Chcemy tylko poinformować, że żadna placówka nie ma prawa nam tego zabronić. I są takie momenty, jak na przykład czas adaptacji - ale każda z nas może mieć też inne, ważne - kiedy chcemy odebrać dziecko z przedszkola wcześniej i bez obaw, możemy to zrobić.
Czytaj także: