Wiele się mówi o tym, że kobietom w ciąży może być trudniej. Mogą się gorzej czuć, nie mieć siły, może im być zwyczajnie ciężko. Mimo wielu kampanii i akcji, które mają ułatwić przyszłym mamom życie, w sklepowej kolejce nadal traktowane są jak intruz.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Znam ciężarne, które aż do porodu tryskały energią, biegły do pracy i nie odczuwały absolutnie żadnych dolegliwości. Znam i takie, które większość ciąży musiały przeleżeć albo na patologii ciąży, albo w domu. Jednak między jedną a drugą sytuacją jest przepaść i naprawdę wiele sytuacji, w których kobiety mogą czuć się gorzej. Niestety ciężko to zrozumieć, zarówno osobom, które w ciąży nigdy nie były, jak i tym, które świetnie się czuły. Moje ulubione: "Ja w ciąży byłam i żyję, a nikt się nade mną nie litował". No to gratuluję!
Wiele się mówi o tym, że nie każda kobieta czuje się dobrze: czy to bóle pleców, czy brzucha, duszności, puchnące nogi, mdłości, bardzo ruchliwy maluszek... Wymieniać można godzinami. Jedni powiedzą, że skoro tak jest źle, to niech siedzi w domu. Ja powiem, jeśli tak jest, to naprawdę nie lata na zakupy z przyjemności, ale dlatego, że zaistniała taka konieczność.
Chciała dzieciaka? Niech stoi
Słucham opowieści różnych kobiet i czytam historie w sieci. W większości to smutne sytuacje pokazujące walkę o to, komu bardziej się należy miejsce w kolejce, kto jest bardziej zmęczony i uprzywilejowany. Kolejkowych ekspertów i "lekarzy" oceniających samopoczucie przyszłej mamy też nie brakuje. Podobnie jak życzliwych twierdzących, że skoro dziecka chciała, to chyba wie, jak jest i niech teraz sobie stoi.
Poza chamstwem i nieprzyjemnymi sytuacjami jest coś, co rzuciło mi się w oczy: wymuszanie przez ciężarne. Nie brakuje ripost osób postronnych potraktowanych okrutnie przez przyszłe matki. Takich, które wymuszają, bezczelnie żądają, nie proszą. Są krzykliwe i opryskliwe. Atakują ludzi, "Bo im się należy", a co to za przywilej, że z brzuchem chodzą? Kpina jakaś...
A na prośbę byś zareagował?
Tyle że przyszłe mamy, którym nikt nie ustępuje sam z siebie, już nie proszą, bo bycie miłym jest olewane. Komunikat proszący pokazuje słabość i znika gdzieś w eterze. Na grzeczne: "Czy mogłaby mi Pani/Pan ustąpić?", jeśli w odpowiedzi nie usłyszą wiązanki, to w najlepszym wypadku ktoś ustąpi z wielką łaską.
Jak sprawić, by ktoś w ogóle zauważył wieki brzuch i raczył przepuścić w kolejce? Wyłania się prosty przepis. Trzeba być stanowczym, pomijać grzecznościowe ozdobniki i strzelić miedzy oczy: "To kolejka dla ciężarnych", "Teraz ja wchodzę, bo w ciąży jestem".
Sama tego doświadczyłam, stojąc w kolejce do rejestracji u lekarza. Kobieta ominęła mnie, wkraczając do kolejki przede mną, informując stanowczo, że teraz jej kolej, bo "jak widać", jest w ciąży. Ja też byłam, ale widać nie było. Tego, że mnie mdliło też.
Nie mam żalu. Rozumiem, sami sobie to robimy. Same kobiety używają określeń: "wymusiłam", "walczyłam o miejsce w kolejce". Brzmi to kiepsko. Uważam, że to potwornie smutne, że same kobiety czują, że muszą wymusić, bo mają świadomość, że to jedyny skuteczny sposób. Inaczej mogą jedynie po cichu stać w kolejce jak inni. Nakręca się nieprzyjemne błędne koło.
Mało jest życzliwości i przepuszczania bez komentowania, a z uśmiechem na twarzy. Mało jest uprzejmości, empatii i małych gestów, które tak naprawdę wiele nie kosztują, a dla kogoś mogą znaczyć wiele. Szkoda, bo dzień każdego z nas mógłby być dzięki temu znacznie milszy.