Matki nie chorują? Zazwyczaj. Jednak tym razem było inaczej... zniknęłam z rodzinnego życia na całe dwa dni. Nie dość, że okazało się, że świat się nie zawalił, to zauważyłam coś jeszcze.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nie brakuje w sieci memów, że matki zwolnienia nie biorą. Nawet te najbardziej chore ogarniają dom, dzieci i same siebie. Niby śmieszy, ale to taki śmiech przez łzy, bo wiele w tym prawdy. Jak daleko sięgam pamięcią, zawsze byłam na chodzie. Nawet ciężko przechodząc COVID, nie mogłam sobie pozwolić na chorowanie. Wiele odpuściłam, bo nie miałam sił, ale na pokładzie było 8-miesięczne dziecko i dwoje ledwo żywych dorosłych. Na szczęście starszak świetnie dawał radę praktycznie sam.
Ale i były inne ciężkie problemy zdrowotne, których nigdy nie wyleżałam. Mam wrażenie, że tylko gips byłby w stanie mnie uziemić... a może i nie? No bo niby jak przy dzieciach chorować? Było tak, aż do ostatniego weekendu.
Szkoda czasu na sen?
Wieczorem poczułam się kiepsko, a potem było już tylko gorzej. Momentalnie wylogowało mnie z życia. A jedyne, na co miałam siłę to leżenie bez ruchu. Córka przynosiła mi wodę i wymieniała zimne kompresy. Mąż ogarnął dzieci i wszystko, co trzeba. Nie udawałam, nie musiałam. Mój organizm wszedł w tryb awaryjny: totalne odcięcie zasilania. Spałam, leżałam i spałam.
Po raz pierwszy od ponad 3 lat przespałam jednym ciągiem 12 godzin i po raz pierwszy od bardzo dawna wstałam wyspana. Obolała, nadal osłabiona, ale wyspana. Uświadomiło mi to, jak bardzo nasze ciało i głowa potrzebują takiego odpoczynku. Oczywiście warto go sobie zafundować samemu, a nie czekać na chorobę.
Twardy reset
Przez 48 godzin nie planowałam, nie myślałam i nie martwiłam się o nic. Co ugotuję na obiad, co muszę jeszcze kupić do szkoły, że trzeba zapisać dzieci do dentysty i okulisty... Nie myślałam absolutnie o niczym. Choć choroba potwornie mnie wymęczyła, poczułam, że psychicznie niesamowicie wypoczęłam.
Co jakiś czas możemy pozbyć się dzieci i wtedy planujemy coś fajnego, ale nie jest to czas wolny od planowania, myślenia i załatwiania często zaległych spraw. Choć nie musimy przez chwilę zajmować się dziećmi i mamy więcej nieprzerwanego snu, to nadal nie wyhamowujemy i działamy na pełnych rodzicielskich obrotach. A w efekcie nie odpoczywamy, choć bez wątpienia potrzebujemy resetu.
Nauka odpuszczania
Nagle pojawiła się cierpliwość, której tak bardzo mi ostatnio brakowało, a kolejna noc, która niestety była nieprzespana, nie była dramatem. Znalazłam w sobie więcej energii, siły i ochoty na zabawę z dziećmi, choć ostatnio trudno było mi ją znaleźć. Ha! Wręcz się stęskniłam za moim kochanymi łobuzami.
Cała sytuacja uświadomiłam mi, że tak naprawdę nie chodzi o łapanie oddechu od dzieci czy domowych spraw, ale o umiejętne odcinanie się od nadmiaru bodźców i o skuteczne oczyszczenie głowy.
Bo co z tego, że wychodzę sobie na paznokcie, jak cały czas przetwarzam i planuję. Co z tego, że idę do kina, jak ciągle coś analizuję i rozważam. Jedni parafią pozbyć się nadmiaru myśli podczas biegania, inni podczas treningu jogi, dla kogoś będzie to jeszcze coś zupełnie innego. Ja zdałam sobie sprawę, że odkąd zostałam mamą, nie mam czegoś takiego i że najwyższy czas to zmienić!