mamDu_avatar

Nie wmawiajcie mi, że sprzedawanie jagód przy drodze uszlachetnia. Zamiast tego poznajcie Marzenkę

Aneta Zabłocka

23 czerwca 2022, 14:09 · 3 minuty czytania
Opowiem wam historię. To życiorys tej dziewczynki pokazał mi, że sprzedawanie jagód przy drodze to żaden prestiż i nauka ekonomii dla dzieci. Czasem to przymus, przed którym chciałoby się uciec, ale zamiast niego czeka głód.


Nie wmawiajcie mi, że sprzedawanie jagód przy drodze uszlachetnia. Zamiast tego poznajcie Marzenkę

Aneta Zabłocka
23 czerwca 2022, 14:09 • 1 minuta czytania
Opowiem wam historię. To życiorys tej dziewczynki pokazał mi, że sprzedawanie jagód przy drodze to żaden prestiż i nauka ekonomii dla dzieci. Czasem to przymus, przed którym chciałoby się uciec, ale zamiast niego czeka głód.
Kobieta sprzedająca jagody i grzyby Fot. Piotr Kamionka/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej
  • Cena za litr jagód leśnych waha się od 15 do 30 złotych.
  • Kilogram poziomek kosztuje 100 złotych.
  • Za grzyby kurki cena wynosi 40 złotych za kilogram.

Niedawno opublikowaliśmy tekst "Stracone wakacje i poczucie wstydu. Dzieci-sprzedawcy to plaga przy polskich drogach". Tekst uaktywnił użytkowników Facebooka (ponad 600 komentarzy), którzy pisali, że dzięki pracy w wakacje dzieci mają pieniądze na swoje wydatki, że ich rodzice 50 lat temu też ich wysyłali na jagody, że praca przy szosie uszlachetnia i uczy pokory.

Podobnie było, gdy jakiś czas temu pisałam o swoich wakacjach na wsi, w których czasie pracowałam ponad siły. "Jeździłem na wakacje do babci i wcale tak nie było", "Zachwycałam się wakacjami na wsi, bo były krówki i konie" - pisali komentujący.

Byłam wściekła, bo nazywanie katowania dziecka ciężką pracą i zmuszanie do wysiłku ponad siłę ramion 10-letniej dziewczynki, trudno nazwać udanymi wakacjami na wsi. Mam podobne odczucia, teraz gdy internauci wmawiają mi i innym, że dzięki sprzedaży jagód i grzybów przy drodze " dzieci będą miały szacunek do pieniędzy".

Marzenka

A teraz opowiem wam historię o dziewczynce, która miała koszmarne życie. A zarobione przy drodze pieniądze nie dawały jej ani szacunku, ani zadowolenia, ani nawet szansy na ciepły obiad.

Ile razy widzę dzieci siedzące w kucki przy drodze ze słoikami ustawionymi na trawie, widzę Marzenkę. Ostatni raz ją widziałam, gdy miała 12 lat. Teraz i wy ją poznacie.

Marzena chodziła do klasy z moim bratem. Ona, jej matka, ojciec i kilkoro rodzeństwa mieszkali tuż przy szosie. Byli patologicznie biedni, a jej rodzice mieli problem alkoholowy. Jej matka "większy", jeśli alkoholizm można stopniować.

Marzena nie była lubiana w swojej klasie. Nie tylko dlatego, że była biedna. Bywała nieprzyjemna, jak każde dziecko wychowywane w domu przemocowym, broniła się tym, co miała - samotnością i zamknięciem, potrzebą zniknięcia.

Jej rodzice nie dawali jej na to szansy. Musiała opiekować się rodzeństwem i pracować na małym podwórku, które mieli przed dwuizbowym drewnianym domem. Musiała pewnie podnosić z podłogi pijaną matkę, patrzeć na jej wymiociny i przeprowadzać przez jezdnię, gdy chciała iść na stację benzynową po alkohol, ale na to wieś miała zamknięte oczy.

I to właśnie szosa zmieniła życie Marzenki z żałosnego w tragiczne. Jej matka w czasie jednej z podróży na CPN po flaszkę wpadła pod TiR-a na trasie S8. Cały samochód przejechał po niej, a jej bezwładne ciało zatrzymało się dopiero pod ostatnią parą opon. Przeżyła, ale już nie chodziła, nie mówiła, nie była.

Balbina, bo tak mówiono na mojej wsi na matkę Marzeny, przestała tańczyć.

Jej córka za to musiała pracować jeszcze ciężej. I właśnie pracowała przy szosie, tej samej, która zniszczyła życie jej i matki. Poranki spędzała w lesie, zbierając jagody, grzyby, jeżyny. Cokolwiek dało się zerwać, wsypać do słoika i sprzedać.

Ale nie on jedyna, dużo dzieciaków wtedy zbierało jagody, by zebrać pieniądze na wyprawkę szkolną, nowy telefon czy spodnie z sieciówki, a nie targu. Jednak ona nigdy nie zarabiała na swoje przyjemności, a na chleb dla rodziny.

I jedno zdanie, które powiedziała kiedyś do niej w lesie dziewczynka, niewiele od niej starsza, pamiętam do dziś: "Zbieraj, zbieraj, bo ci na pampersy dla Balbiny nie wystarczy".

To dostała Marzenka za sprzedawanie przy drodze - pogardę. Nie spryt, umiejętność zadbania o siebie czy znajomość wartości pieniądza. Ona zawsze wiedziała, ile warte są pieniądze, ile kromek chleba będzie za grosze, które rodzicom zostały po kupieniu wódki.

Marzenka nie była zaradna, bo sprzedawała przy drodze jagody. Po prostu dzięki nim nie była głodna.

Czytaj także: https://mamadu.pl/154981,wyslalam-nastoletnia-corke-do-wakacyjnej-pracy-dzieci-musza-sie-uczyc