
Bunt 2-latka jest okryty złą sławą wśród rodziców. Kto nie miał dziecka, które chciało zaznaczać swoją niezależność, mając niespełna 2 lata, nie zna życia. Ewentualną opcją jest wściekły 4-latek, buntujący się 6-latek albo nastolatek-indywidualista. Ten bunt 2-latka jest najbardziej znany, bo jest pierwszym sprawdzaniem granic przez dziecko na rodzicach.
I wtedy mama i tata przeżywają szok, bo ich dotychczas spokojny i uśmiechnięty niemowlak, nagle zaczyna płakać, krzyczeć i uderzać w ziemię małymi piąstkami, gdy mu się czegoś zabroni albo coś pójdzie nie po jego myśli.
Chce postawić na swoim? Ono sprawdza granice
Trzeba zacząć od tego, że niespełna 2-latek sprawdza granice i chce zobaczyć, na ile rodzic mu pozwoli. Kiedy więc mama mówi "nie" albo nie pozwala na samodzielne wchodzenie po stromych schodach czy zabawę ostrymi przedmiotami. To skrajne przykłady, ale uwierzcie, 2-letnie dziecko naprawdę chce robić wiele rzeczy, które są dla niego niebezpieczne.
Wielu rodziców w takich momentach czuje bezradność i nie umie sobie z dziecięcą złością poradzić. I nie ma chyba mamy lub taty, którzy w tym ataku złości czy płaczu nigdy na dziecko nie podnieśli głosu. Ja też tak miałam - te płacze i krzyki budziły we mnie złość, bezsilność i miałam chęć na dziecko nakrzyczeć. W moim podejściu wiele zmieniło się dopiero niedawno - po długich tygodniach, w których mój syn jak lew walczył o swoją autonomię, a ja byłam już na skraju załamania nerwowego.
Moja frustracja urosła do niebotycznych rozmiarów. Żeby zmienić swoje podejście, wystarczył jeden komentarz mojej przyjaciółki - mamy trójki dzieci, która dziecięce dramaty stara się ogarnąć już od ponad 15 lat. To od niej usłyszałam, że po co się spinam, że czasem nie ma co walczyć z wiatrakami. Dziecku bunt kiedyś minie. A rodzic, który wciąż się denerwuje i jest na granicy cierpliwości, także źle oddziałuje na malucha, który od mamy i taty wyczuwa na kilometr złość i negatywne emocje.
Płacze i krzyczy? Wyluzuj
Wymagało to ode mnie ogromnej pracy, bo jestem typem osoby, która lubi wszystko mieć pod kontrolą i ułożone od linijki. Ale musiałam sobie jasno powiedzieć, że przecież z dziećmi się tak nie da, czasem potrzeba cierpliwości i wyluzowania. I takim sposobem zaczęłam w trakcie wybuchów emocji z powodu nie takiego koloru kredki czy złego kubeczka, w którym jest kakao na śniadanie, pozwalać się synowi wypłakać. A jeszcze lepiej nauczyć je radzenia sobie z trudnymi emocjami i złością.
Nie zrozumcie mnie źle, nie zostawiam go samego sobie. Chodzi bardziej o to, że w ataku złości i tak z dzieckiem nic nie zdziałasz, nie wytłumaczysz mu nic, kiedy on w tym momencie musi rozładować swoją złość i napięcie. Zawsze sprawdzam, czy dziecko jest bezpieczne i pozwalam mu na chwilę płaczu i krzyków np. gdy jest w swoim pokoju. Gdy mu przejdzie i emocje trochę opadną, zazwyczaj i tak sam do mnie przychodzi, by się przytulić.
Dopiero wtedy rozmawiam i tłumaczę. Nie tylko 2-latek, także dużo starsze dzieci, a nawet dorośli, nie są w stanie logicznie myśleć, gdy targają nimi zbyt silne emocje. Zamiast więc się złościć, frustrować i krzyczeć na dziecko (a krzyk rodzica wpływa na malucha bardzo źle), pozwól mu odreagować to, że coś poszło nie po jego myśli. Pamiętaj, że to jego emocje, a nie twoje, więc postaraj się spokojnie przeczekać ten atak buntu. Mnie takie myślenie naprawdę pomogło wyluzować, bo zduszenie swojej złości w zalążku pomaga też w uspokojeniu się dziecka.
A potem, gdy emocje opadną - spokojna rozmowa i tłumaczenie. Choć w przypadku 2-latka warto uzbroić się w cierpliwość, bo u niego działa to tak, że za godzinę czy 2 dni maluch naprawdę nie będzie pamiętał tego, co mówiłaś. Warto więc z cierpliwością powtarzać i zachować konsekwencje swoich działań i decyzji. Bo ten mały człowiek będzie jeszcze wielokrotnie sprawdzał granice tego, na ile mama mu pozwoli i robił awantury na środku sklepowej alejki.
Cierpliwość to klucz do sukcesu
Dopiero po wielu razach dziecko zrozumie, że mama na coś nie pozwala nie bez powodu. I w końcu przestanie to w nim wzbudzać aż tak wiele negatywnych emocji. Takie podejście do tych prawie codziennych dramatów związanych z buntem 2-latka pomogło mi nie zwariować i dzięki temu moja rodzicielska frustracja związana z codzienną opieką nad dzieckiem także ustąpiła.
Wiem, że łatwo tak powiedzieć, a trudniej wykonać, gdy dziecko zanosi się płaczem na podłodze w markecie, bo teraz już chce żelki. Pomyśl jednak, że to tylko etap. To naprawdę mija, gdy w końcu dotrze do niego, że mama konsekwentnie na coś się nie zgadza. Warto też uczyć dziecko, jak rozładować swoje negatywne emocje - sposoby na złość i płacz lub techniki relaksacyjne naprawdę potrafią zdziałać cuda.