"Mamo, mamo, mamo" - jak tylko słyszę wołanie z dziecięcego pokoju i płacz, wiem, że rozgorzała awantura o zabawki. A raczej tak było jeszcze do niedawna, a potem wprowadziłam tę jedną strategię i moi synowie przestali kłócić się o błahostki.
Reklama.
Reklama.
Jest taki wspaniały mem udostępniany przez profil Who's your daddy, pokazujący bijących się zawodników MMA z opisem wskazującym na codzienność rodziców rodzeństwa.
Jako mama dwóch chłopców dokładnie wiem, że nie ma dnia bez płaczu i skarżenia na brata. Szczególnie często chłopcy kłócą się o zabawki. W teorii mają oddzielne zainteresowania - jeden lubi bawić się plastikowymi dinozaurami, drugi samochodami. Bywają jednak momenty, gdy ich rączki wędrują w kierunku tej samej zabawki. Co wtedy?
Oczywiście dramat! "A on mi nie pozwala się bawić!", "A on zabrał, a ja chciałem teraz to wziąć!", "To moje, nie chce, żeby Wojtek się tym bawił!".
Dzieci nie chcą dzielić się zabawkami: strategie
Próbowałam kilku różnych strategii rodzicielskich, które miały ukrócić wieczne sprzeczki, ale nie wszystkie się sprawdziły. Był moment, że idea czasowego dzielenia się zabawkami działała.
Po wybuchu awantury mówiłam: "Szczepan, teraz Wojtek bawi się przez 10 minut zabawką, a potem ty, dobrze?". Czasami zapominali o tym, że mieli się czymkolwiek dzielić i każdy z nich pochłonięty własnych światem, bawił się swoimi klockami. Ale o wiele częściej starszy stał nad młodszym, co chwilę pytając, czy już minęło 10 minut.
Ucząc dzieci szczerych przeprosin, postanowiłam rozwinąć radę o tym, by wprowadzać dzieci w dialog. By dziecko zrozumiało współczucie wobec drugiej osoby, prosi się je, aby wyrażało przeprosiny całym zdaniem. Na przykład: "Przepraszam, że uderzyłem cię w głowę". Dziecko nie tylko wyraża żal, ale też głośno wypowiada, jakie jego zachowanie sprawiło przykrość drugiej osobie.
Wracając do zabawek, zamiast mówić dzieciom, że powinny wziąć inną zabawkę, skoro nie potrafią się dogadać lub ją im zabierać, poprosiłam moje dzieci, żeby nie zwracały się do mnie z komunikatem: "On mi zabrał zabawkę". Zamiast tego powiedziały to bratu: "Chcesz, aby Szczepan nie bawił się twoim dinozaurem? Powiedz mu to".
Oczywiście najpierw starszy powiedział, że on po prostu chce, zachęcałam młodszego, aby wyraził dokładnie, dlaczego przeszkadza mu zabawa brata. Ta wymiana zdań brzmiała mniej więcej tak:
Wojtek: Szczepan, chcę żebyś oddał mi dinozaura.
Szczepan: Ale ja go potrzebuje.
Wojtek: Ja się nim bawiłem, odłożyłem go tylko na chwilę, a potrzebuje do walki o mięso. Jestem smutny (płacz).
Szczepan: No dobra, ale potem mogę go pożyczyć?
Wojtek: Jak już wygra walkę.
Efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania.
Chłopcy na początku wstydzili się siebie i rezygnowali z zabawki, bo nie chcieli mówić o swoich potrzebach bratu. Z czasem jednak zaczęli zwracać się do siebie z pytaniem o zabawkę i wdawali w podobne do powyższej dyskusję.
Czasem też kończyło się na zwykłym: "nie" i płaczu, ale zdarzało się to znacznie rzadziej niż przedtem.
Jednak w tych sytuacjach synom łatwiej było zaakceptować odmowę ze strony brata, niż gdybym ja uczestniczyła w ich konflikcie. Bardzo łatwo jest rodzicom wejść w rolę rozjemcy i sędziego, ale może to być ze szkodą dla dziecka. Odgórnie narzucone reguły w relacje rówieśnicze nie uczą dzieci rozwiązywać konfliktów pomiędzy sobą.
W przypadku moich dzieci, zapraszając ich, by dostrzegli brata, nie tylko przestali kłócić się o zabawki, ale pogłębili swoją współpracę w czasie zabawy. O wiele częściej pytają się, na co ten drugi ma ochotę albo czy zgodzi się na to, żeby dzisiaj spinozaur był w wypożyczeniu u starszaka.