W dużym skrócie, Swojski Produkt to sklep internetowy, w którym możecie zamawiać produkty bezpośrednio od wiejskich producentów. Asortyment jest szeroki: obok warzyw i owoców, w Swojskim Produkcie znajdziecie świeże, niepasteryzowane mleko, mąkę, jajka, przetwory, a także, od niedawna, dania gotowe. Wybrane produkty są dostarczane prosto pod drzwi klientów.
Proste? W sumie proste, ale opisać takimi słowami przedsięwzięcie, na którego czele stoi Jakub Bieniek, byłoby sporym niedopowiedzeniem. Swojski Produkt działa bowiem znacznie dłużej niż witryna internetowa, która wystartowała raptem kilka tygodni temu.
I jeśli myślicie, że startowanie ze sklepem internetowym w dobie wojennego kryzysu nie jest łatwe, to posłuchajcie skąd w ogóle wziął się pomysł na Swojski Produkt.
Pierwsze dni Swojskiego Produktu chyba nie były łatwe?
A mówimy o samym początku, czy o starcie strony internetowej?
W sumie to nie wiem, jaki był “sam początek”...
Sam pomysł na projekt pojawił się w 2020 roku, kiedy wybuchła pandemia. Pracowałem w gastronomii. Byłem kucharzem, kelnerem, przeszedłem praktycznie wszystkie etapy. Moi rodzice, z kolei, mają gospodarstwo. Kiedy zamknięto restaurację, wraz z bratem zastanawialiśmy się, co robić dalej, żeby nie stać w miejscu.
Postanowiliśmy wykorzystać nasze doświadczenie w inny sposób: chcieliśmy dawać ludziom to, co mamy najlepszego, czyli w naszym przypadku akurat mleko. Chodziły nam po głowie skojarzenia z latami 80, kiedy mleko dostarczano jeszcze w szklanych butelkach, prosto pod drzwi. Chcieliśmy w pewnym sensie wskrzesić tę tradycję.
Absolutnie nie spodziewaliśmy, że to pójdzie w tak dobrym kierunku i że w bardzo krótkim czasie wokół nas stworzy się społeczność klientów, którzy będą składali zamówienia tydzień w tydzień.
Widząc, że idea się przyjęła, zaczęliśmy poszerzać ofertę o lokalnie dostępne produkty: szparagi, bo mamy pana, który obok uprawia szparagi, potem pomidory, włoszczyznę…
Nie było jeszcze sklepu internetowego, to rozumiem, że działała poczta pantoflowa?
Działaliśmy na arkuszach w Excelu, udostępnionych klientom. Co tydzień aktualizowaliśmy ofertę, a oni zaznaczali jakie produkty chcą dostać. Następnie rozwoziliśmy zamówione produkty. I tak co tydzień.
Jak długo działaliście w ten sposób?
Za długo [śmiech]. Prawda jest taka, że przez dwa lata nie mogliśmy pozwolić sobie na większą inwestycję.
Ale powrót do restauracji już nie wchodził w grę?
Nie, pierwsze co zrobiliśmy, to uciekliśmy na wieś [śmiech]. Ale kiedy zacząłem pomagać rodzicom, zobaczyłem, że interes idzie średnio. Oddając mleko do mleczarni, dostawaliśmy 1,30 za litr — to cena poniżej opłacalności produkcyjnej.
Stwierdziliśmy, że skoro pasteryzowane mleko w kartonie jest trzy razy droższe, to czemu my nie mielibyśmy sprzedawać naszego świeżego mleka? Przecież wiele starszych osób musi jeszcze pamiętać ten smak, być może nawet go szuka i nie może znaleźć? Pomyśleliśmy, że to możemy spróbować i w ten sposób pomóc trochę rodzicom.
Oddać mleko do mleczarni jest jednak łatwiej, niż na własną rękę reklamować, rozwozić, sprzedawać. To was nie odstraszało?
Jako rolnicy możemy swobodnie sprzedawać swoje wyroby. Działają mechanizmy prawne, które dają nam taką możliwość. Poza tym mieliśmy już status producenta — oddając mleko do mleczarni, musieliśmy spełniać wszystkie normy.
Zaskoczeniem był fakt, że ludzie sami zaczęli się do nas zgłaszać. Może nie byliśmy w szoku, ale na pewno ogarnęła nas euforia. Byli klienci, którzy zamawiali po 20 litrów tygodniowo, żeby robić sery, masło, jogurty w domach.
Tu pandemia wam pomogła — domowe manufaktury działały pełną parą. A jaki był kolejny krok, kiedy już początkowa euforia opadła?
Mieliśmy z tyłu głowy, że tak będzie, ale nie chcieliśmy już myśleć o odwrocie. Po pierwszych trzech miesiącach jako Swojski Produkt wiedzieliśmy, że chcemy tak pracować, bo to daje ogromną przyjemność!
Mamy wspaniałych klientów, z którymi bardzo się zżyliśmy. Są osoby, które nie przeoczyły właściwie żadnej dostawy: co tydzień jesteśmy pod ich drzwiami, dzielimy się codziennym życiem, rozmawiamy. To cudowne doświadczenie, więc chcieliśmy je dalej rozwijać.
Kiedy przyszedł czas na kolejny krok?
O sklepie internetowym myśleliśmy intensywnie, ale to spora inwestycja — zwłaszcza ten nasz wymarzony. Decyzja zapadła, kiedy dostaliśmy dofinansowanie dla osób zamieszkujących obszary wiejskie.
Sklep, w zasadzie, ma w sobie sporo z naszych pierwszych arkuszy [śmiech]. Chcieliśmy, żeby działał na zasadzie listy zakupów i tak się udało zrobić. Produkty są pogrupowane alfabetycznie — więc można przeglądać dostępne aktualnie towary po kolei jak jak na prywatnej liście zakupów.
Jaki asortyment aktualnie posiadacie?
Jest on już całkiem pokaźny: owoce, warzywa, nabiał, wędliny, choć to chyba najwęższa kategoria. Są też przetwory owocowe, warzywne, kiszonki. W sumie około 140 produktów.
Wraz ze startem strony internetowej postanowiliśmy rozwinąć zakładkę “dania gotowe”, czyli wszelkiego rodzaju weki dla zabieganych — wystarczy sięgnąć do lodówki i już mamy obiad. To fajna alternatywa dla zamówień z restauracji: atrakcyjna cenowo, a przy tym jakościowa — wiem, bo sam pracowałem w gastronomii, mam porównanie. Poza tym, zanim wprowadzimy coś do oferty, sami sprawdzamy jego jakość. Musi nam smakować..
A jak rozwiązujecie problem “wrażliwych” dostaw? W sezonie pewnie jest sporo owoców jagodowych, pomidory. Poupychane w skrzynkach, w transporcie mogą łatwo zmienić się w dżem…
Sekret tkwi w tym, że wszystko, co sprzedajemy, jest zbierane pod nasze zamówienie. Dzwonimy do dostawcy mówiąc, że w tym tygodniu, danego dnia, będziemy potrzebować dokładnie tyle i tyle kilogramów jagód czy truskawek. Towar odbieramy w dniu dostawy. Dzięki temu, że produkt jest świeży, jest też, mówiąc fachowo, stabilniejszy — nie rozpada się, nie “gotuje się” w słońcu.
Co również ważne: nasze dostawy pakujemy w kartony i torebki papierowe, nie w foliówki. Na tyle, na ile to możliwe, unikamy plastiku. Część kartonów recyklingujemy, pozyskując je z supermarketów — spokojnie można je ponownie wykorzystać. Dzięki temu produkty nie leżą jedne na drugim, tylko są ładnie poukładane obok siebie.
Co pan najczęściej zamawiałby ze Swojskiego Produktu, gdyby był klientem?
Mleko, to chyba oczywiste, bo jest nasze [śmiech]. Ale mamy też świetne jajka — ekologiczne, zerówki — z pobliskiego gospodarstwa, 15 km od naszego. Mąka pszenna z młyna w Bąkowie, też nieopodal nas, to prawdziwy hit: typowo chlebowa, robi furorę w całej Polsce. Czasem nawet nam ciężko ją dostać, bo mają tyle zamówień.
Szczerze, wszystko nam schodzi w miarę równomiernie, bo rotujemy dostępne produkty, nie mamy stałej oferty. Jeśli widzimy, że klientom coś się “przejadło”, to zamieniamy na coś innego. Po jakiś czasie szukamy nowości, sprawdzamy, czy spodobają się, sprzedajemy. I tak w kółko.
Promujecie zdrowe produkty. Pan musiał się jakoś doszkolić z zasad zdrowego żywienia?
Skończyłem technikum gastronomiczne, jestem technikiem żywienia, więc najważniejszą podstawę już miałem. Głębszą, specjalistyczną wiedzę uzyskuje na co dzień. Dodatkowo współpracujemy z osobą, która prowadzi Instytut Medycyny Holistycznej. Pomaga nam analizować ofertę, co zmienić, jakich produktów poszukiwać. Więc tak, posługujemy się też fachową wiedzą.
Jaki macie obecnie zakres dostaw?
Łowicz, Sochaczew, Skierniewice, Warszawa, Legionowo, Grodzisk Mazowiecki, okoliczne miejscowości. Spory obszar, bo to właściwie dwa województwa. Planujemy też dalsze dowozy, ale to jeszcze odległa perspektywa. Na razie skupiamy się na budowaniu szerszej oferty.
Na koniec cofnijmy się na chwilę do startu sklepu internetowego. Miał pan wrażenie, że ciąży nad wami jakieś fatum — najpierw pandemia, teraz wojna?
Coś jest na rzeczy. Niestety, tak się zdarzyło i trzeba było reagować na bieżąco. Dlatego na początku właściwie zrezygnowaliśmy z promocji sklepu. Wszystkie środki, które mieliśmy na marketing strony przeznaczyliśmy na wsparcie dla Ukrainy, dla uchodźców. Woleliśmy zrobić to, niż produkować reklamy. Mamy sporą pulę wiernych klientów, więc póki co nie zbiedniejemy. A wzbogacimy się najwyżej nieco później.
Wiosna przyciągnie nowych klientów? To chyba najlepsza pora, aby zapoznać się ze Swojskim Produktem”?
Każda pora jest dobra! Niezależnie od pory roku, zachęcamy aby do nas zajrzeć, złożyć pierwsze zamówienie - nawet niewielkie, typu jajka, mąka, kilo jabłek i kilka produktów, które zjada się codziennie. Wtedy najłatwiej ocenić jakość takiego sklepu, a jestem przekonany, że wiele osób zostanie z naszymi dostawami na dłużej, tym bardziej, że za miesiąc pojawią się w ofercie szparagi a im nikt się nie oprze.. [śmiech] u nas dostawa jest zawsze darmowa.