"Moje małżeństwo to układ dla dobra dziecka. Gdy tylko córka podrośnie, wystąpię o rozwód"
List do redakcji
28 marca 2022, 16:33·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 28 marca 2022, 16:33
Moje małżeństwo to od lat jeden wielki teatrzyk. Nie kocham mojego męża i nie chce z nim być, ale wolę, żeby moja córka nie musiała przeżywać naszego rozwodu. Dlatego postanowiłam, że przemęczę się z nim jeszcze kilka lat.
Reklama.
Reklama.
Wszystko dla dobra dziecka
Nie będę niczego udawać i rozpisywać się nad wielką miłością, jaką przed laty łączyła mnie i mojego męża. Mam wrażenie, że żadnego większego uczucia nigdy między nami nigdy nie było. Mieliśmy po 20 lat, kiedy po prostu wpadliśmy. Potem to już wiadomo: zamieszkaliśmy razem, szybki ślub, wsparcie rodziców i poród. To wszystko w niecały rok, odkąd w ogóle się poznaliśmy.
Nigdy później nie zdecydowaliśmy się na powiększenie rodziny, nasza córka ma dziś 10 lat. Ja ledwo skończyłam studia zaocznie, bo cały czas opiekowałam się malutkim dzieckiem. Za to mój mąż, przy wsparciu swoich rodziców, można powiedzieć, że zrobił karierę. Dobrze zarabia i pod względem finansowym dobrze nam się żyje. Naszemu dziecku niczego nie brakuje.
Małżeństwo bez miłości
Niczego poza kochającymi się rodzicami. Ja i mój mąż żyjemy ze sobą tylko dla dobra naszego dziecka. Nie kłócimy się i nie robimy w domu awantur, ale to nie znaczy, że wszystko jest tak, jak trzeba.
Nie mogę powiedzieć, żeby mąż był złym człowiekiem. Dba o nasz dom, o nasze dziecko, nawet o mnie. Na swój sposób. Kiedy ludzie patrzą na nas z boku mogą stwierdzić, że jesteśmy udaną parą. Bo nie da się ukryć, że przez te lata wypracowaliśmy wspólną strategię wychowawczą, mamy podobne spojrzenie na świat, zainteresowania.
Ale nie ma między nami żadnego uczucia, a nasze życie seksualne upadło już lata temu. Do tego stopnia mnie i męża nic nie łączy, że jak myślę o tym, że ma jakąś kobietę, to nie czuję nic. Żadnej zazdrości, przykrości, smutku. Jest mi to obojętne.
Tylko czekam na rozwód
Życie w takim emocjonalnym marazmie kompletnie mi nie odpowiada, ale chcę, żeby nasza córka miała pełną rodzinę. Mój mąż jest dobrym ojcem, dużo czas spędza z naszą córką, a ona jest w niego wpatrzona jak w obrazek.
Moje koleżanki nieraz mówiły, że zazdroszczą mi męża. Że ma dobrą pracę, na nic nam nie żałuje, nie ma żadnych nałogów, ma dobry charakter. Ale nie wiedzą, że nasze małżeństwo to fikcja, którą podtrzymujemy w obawie przed tym, jak nasze dziecko zareagowałoby na rozstanie. Tkwimy w toksycznym małżeństwie dla dobra naszej córki.
Rozmawialiśmy o tym wiele razy i choć żadne z nas nigdy nie rzuciło na głos hasłem "rozwód", to ja wiem, że właśnie o to wystąpię, kiedy tylko nasza córka pójdzie na studia. Od jakiegoś czasu pracuję i staram się usamodzielnić finansowo, odłożyć trochę grosza na nowy start.
Zwierzyłam się z tych problemów tylko mojej siostrze, która uważa, że mam w życiu za dobrze i gdybym miała jakiekolwiek problemy, to raz-dwa by mi przeszły te "wątpliwości". I że jeśli faktycznie nic nie czuję do mojego męża, to powinnam rozstać się z nim już teraz i dać mu szansę na zbudowanie normalnego związku. Czy to, że nie chcę tego teraz zrobić. naprawdę czyni mnie egoistką? Przecież ja robię to dla dziecka, nie dla siebie.
Od redakcji
Ciężko ocenić, czy autorka listu faktycznie działa na korzyść dziecka, czy nie. Niektórzy uważają, że dzieci, których rodzice tylko udają rodzinną sielankę i idealne małżeństwo, domyślają się prawdy. A przez ten "teatrzyk" mogą poczuć się oszukiwane, krzywdzone, utrwalić sobie jakieś szkodliwe i niezdrowe nawyki czy schematy. Może to negatywnie wpłynąć na ich przyszłe relacje z partnerami.
Najlepszym rozwiązaniem wydaje się więc wizyta u specjalisty, który pomoże autorce listu uporać się z wątpliwościami i poukładać sobie w głowie priorytety. Pomysł przekładania swojego szczęścia nad dobro dziecka, które też w tej sytuacji jest wątpliwe, nie wydaje się najlepszym pomysłem. Wyznaczanie granic trwania tego "układu" tym bardziej.