Moja córka zawsze była grzeczna. Każdy mówił, że dobrze ją wychowałam i nieraz byłam z niej po prostu dumna – zawsze miała świadectwo z czerwonym paskiem, zajęcia dodatkowe, udzielała się charytatywnie. Przez większość życia była dosyć nieśmiała. Nawet nauczyciele mówili mi, że jest bardzo pokorna i mało przebojowa. Może nigdy nie była "klasową gwiazdą", ale rówieśnicy zawsze ją lubili. Taka była i mi to odpowiadało.
Kiedy inni rodzice mieli problemy, bo ich dzieci wracały pijane do domu albo popalały papierosy na balkonie, przechodziłam obok tego obojętnie. Kiedy przyjaciółka zadzwoniła do mnie przerażona, że zauważyła w koszu na śmieci opakowanie po teście ciążowym, który bez dwóch zdań i niezbyt sprytnie wyrzuciła jej 15-letnia córka, nie zadałam sobie trudu, żeby chociaż spróbować postawić się w jej sytuacji. "Bo mnie to nie dotyczy i nie będzie dotyczyć" – myślałam. I wtedy zaczął się nowy rok szkolny.
Zmiany w mojej córce zachodziły bardzo powoli. Po wakacjach zrobiła przegląd szafy, poszła na zakupy, zaczęła się dużo lepiej ubierać. I delikatnie malować, czego nigdy wcześniej nie robiła. Zmieniła też fryzurę, zaczęła się bardziej interesować tymi wszystkimi "nastolatkowymi sprawami". To postępowało przez kilka miesięcy i nawet mnie to cieszyło. Myślałam, że dorasta, dojrzewa, chce się poczuć bardziej kobieco. Nie ma czym się martwić.
Ale skoro zaczęła przykładać więcej uwagi do swojego wizerunku, to mniej przykładała się do nauki. Chodzi do dobrego liceum, które trzyma bardzo wysoki poziom i wiem, że wszyscy tam mniej więcej uczą się podobnie – czyli "jadą" na trójach. Dlatego nie robiłam z tego dramatu i uznałam, że w każdym wieku jest czas na różne rzeczy. Nie tylko na naukę. Byłam cierpliwa i wyrozumiała.
Jednak niestety na tym jej nowe zainteresowania się nie skończyły. Moja córka nagle zaczęła chodzić na imprezy – niby nic wielkiego, bo w domach koleżanek i kolegów, co uważałam za lepsze rozwiązanie niż chodzenie do klubów tanecznych. Zaczęła co piątek wracać do domu później niż obiecywała, nie odbierała moich telefonów. A im bardziej nie odbierała, tym więcej ja dzwoniłam. Denerwowałam się, nie mogłam spać. Ona wracała w środku nocy kompletnie pijana, rano widziałam, że najzwyczajniej w świecie ma kaca. Jak mogę coś takiego tolerować?
Teraz myślę, że moim błędem było zrobienie awantury już za pierwszym razem, kiedy wyczułam od niej alkohol. Mam czasami wrażenie, że gdybym wtedy zachowała zimną krew albo nieco przymknęła oko na to, że jest podpita, nie zaczęłaby przekraczać kolejnych granic.
A to przyszło bardzo szybko. Regularnie zaczęłam czuć od niej papierosy. Kiedy przyszła taka zadymiona nie wytrzymałam, wyrwałam jej torebkę i po prostu ją przeszukałam. Miała tam oczywiście papierosy, które jej zabrałam. Ucięłam jej też kieszonkowe i zabroniłam wychodzić z domu.
Mam wrażenie, że im więcej awantur jej robiłam, ona tym bardziej naginała zasady. W pewnym momencie byłam już pewna, że nie popala papierosów tylko je regularnie pali. Po każdym sobotnim wyjściu z koleżankami czułam od niej alkohol.
Nie wiem skąd miała na to pieniądze, bo przestałam jej dawać jakiekolwiek kieszonkowe. Kiedy musiała za coś zapłacić czy coś kupić, za każdym razem brałam od niej potwierdzenie wpłaty czy paragon.
Zaczęła kombinować i kłamać, a przez to ja zaczęłam coraz bardziej ją sprawdzać. Mówiła, że idzie na noc do przyjaciółki z dzieciństwa, a poszła na klasową imprezę do koleżanki. Mówiła, że potrzebuje pieniędzy na korepetycje z angielskiego, a wydała je na papierosy. Skąd to wszystko wiedziałam? Bo w pewnym momencie zaczęłam sprawdzać jej telefon.
Męczą mnie te ciągłe awantury z córką, nie czuję się w porządku z tym, że sprawdzam jej wiadomości i regularnie grzebię w jej rzeczach. Ona o tym wie. Na początku krzyczała, że nie mam prawa, ale od jakiegoś czasu wydaje mi się, że kompletnie nie zwraca na to uwagi i się z tym pogodziła. I zaczęła się lepiej kryć.
Ta sytuacja trwa już od kilku miesięcy. Są momenty, w których jest dobrze, a są momenty, w których znów zaczynamy się kłócić. Ostatnio moja córka powiedziała mi, że nie rozumie dlaczego dziwię się, że pali, skoro sama robię to przy niej odkąd pamięta. Więc co to za różnica?
Kiedy moja przyjaciółka usłyszała, że grzebię córce w rzeczach i czytam jej wiadomości, powiedziała mi, że... tego się po mnie nie spodziewała. "A po niej się spodziewałaś tego wszystkiego?" – zapytałam. I odpowiedziała mi, że tak, bo dorasta, więc będzie się buntować. I że ona swojej córce nie robiła awantur i nie sprawdzała rzeczy nawet, jak zauważyła w koszu ten test ciążowy. "Porozmawiałam z nią, poszłam do lekarza. Swoją złością sama popychasz ją do tego picia, palenia i nie wiadomo czego jeszcze" – twierdzi.
Ale ja kompletnie przestałam sobie radzić z moją nastolatką. Boję się, że coś jej się stanie, że kiedyś się upije i ktoś to wykorzysta. Że wciągnie się w palenie i nie będzie mogła go później rzucić. Ona nie rozumie tego wszystkiego i myśli, że robię jej na złość. Może nie powinnam jej tak kontrolować i sprawdzać jej rzeczy, ale dopóki mieszka pod moim dachem, mam do tego prawo. A jeśli dalej będzie tak robić, całkowicie odetnę ją od pieniędzy, zabiorę telefon i zrobię tak, że będzie ode mnie zależna w każdej kwestii.