Śmieją się, że grzebiemy w kontenerach PCK. Gnębią moją córkę, bo ubieram ją w lumpeksach
List do redakcji
23 lutego 2022, 16:06·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 lutego 2022, 16:06
Wychowałam się w rodzinie, w której się nie przelewało. Nosiliśmy ubrania po rodzeństwie i z lumpeksów, bo nie było nas stać na te ze sklepów. Gdy zaczęłam zarabiać, zaczęłam kupować nowe, ale polowałam na promocje, by było taniej. Przez moment zachłysnęłam się tym, że co sezon muszę kupować coś nowego, że muszę mieć 20 par butów i 30 torebek na każdą okazję. Że nie muszę odkładać, by coś kupić. Mogłam przed koleżankami brylować, pokazując, co fajnego upolowałam. Jednak szybko przestało mi to sprawiać radość. Zaczęłam kupować ubrania tylko, gdy tego potrzebowałam i tylko za rozsądną cenę.
Reklama.
Reklama.
Używane, a jak nowe
Gdy zaszłam w ciążę, zaczęły się wędrówki kartonów i toreb z ubraniami. Przecież to dość drogie rzeczy, a często zaledwie tylko na kilka tygodni. Gdy pojawiły się dzieci, dość naturalnie zaczęłyśmy się z koleżankami również wymieniać ubrankami. Przecież maluszki tak szybko rosną, a praktycznie nie nie niszczą ubranek. Latami córka nosiła ubrania po starszych kuzynkach i koleżankach.
Gdy córka dorosła do własnego stylu, zaczęłyśmy dokupować to, co jej się podoba. Ale często rzeczy z metkami trafiały do kolejnych dzieci. Zaczęłyśmy chodzić po okolicznych sklepach z używaną odzieżą i tam szukać ciekawych ubrań. W pandemii bardzo zainteresowałam się również vinted i olx. Ludzie w zamknięciu w czterech ścianach zaczęli robić porządki w szafach, a na aukcjach pojawiały się prawdziwe perełki. Wiele ubrań z metkami lub prawie nowe za śmieszne pieniądze. Córka także się wkręciła w "takie" zakupy. Gdy czegoś potrzebuje, siadamy i szukamy. Praktycznie całą rodziną właśnie tak się "ubieramy".
Za dużo niepotrzebnych rzeczy
Nieraz rozmawiamy, że fajnie, bo tyle ubrań się produkuje, a potem marnuje, jak przestają być modne. Że to dużo tańsze i fajniejsze niż myszkowanie w stacjonarnych sklepach. Nigdy nie robiłam tajemnicy z tego, że nosimy używane ubrania. Uważam, że to żaden wstyd, a dobra praktyka, w dzisiejszym świecie nastawionym na konsumpcję. Nigdy nie odmawiałam, jej kupowania nowych rzeczy w sklepie.
Myślę, że świetnie rozumie, że to tylko przedmioty i że można do zakupów podchodzić mądrze, racjonalnie i oszczędnie. Coraz bardziej zwracamy uwagę czego i ile kupujemy, dbając o naszą planetę. Bardziej świadome podejście do konsumpcji pozwoliło nam zauważyć, jak wiele niepotrzebnych rzeczy gromadzimy. Jest to dla mnie bardzo potrzebna i ważna umiejętność, jednak córka ma przez to nieprzyjemności.
W pełni rozumie ideę noszenia używanych ubrań i się z nią zgadza. Jestem z niej dumna, ze to rozumie. Co więcej, nie odczuwa, żeby coś traciła, a także by jej czegoś zakazywano. Niestety dzieci w klasie mają inne zdanie na ten temat. Są wręcz okrutne. Ostatnio nawiązała się między dziećmi rozmowa à propos ubrań z nowej kolekcji z butiku X. Córka uznała, że jej to nie interesuje, bo ona ma ubrania po kuzynkach albo kupuje to, co jej się podoba w internecie, a nie to, co jest teraz w sklepach. Nie spotkało się to absolutnie ze zrozumieniem. Została wyśmiana i teraz ciągłe słyszy przykre i krzywdzące docinki: że jest biedotą, że nosi stare i niemodne szmaty, że to pewnie wyjęte z PCK.
Nie jestem w stanie zrozumieć, skąd dzieciach tyle jadu. Dlaczego wynoszą z domu, że "jestem lepszy, bo mam nowe jeansy firmy X." Dlaczego dzieci "uczy się" że ktoś jest gorszy, bo nie ma tego co ja. Nie jesteśmy biedni, a nawet gdybyśmy byli nie jest to absolutnie powód do szydzenia.
Cenna lekcja
Wierzymy w inne wartości. Dużo bardziej cenimy sobie wydawanie pieniędzy na wyjście do kina, teatru, czy muzeum. Na wyjazdy i wspólne ciekawe spędzanie czasu. Doświadczenia, które moje dzieci zapamiętają. Wole zainwestować w dobry sprzęt, którego potrzebuję niż w ubrania, o których absolutnie nikt nie będzie pamiętał za 2 miesiące. Uważam, że noszenie używanych ubrań to nie wstyd, a cenna lekcja, którą warto dać każdemu dziecku.