Zapytaliśmy babcie i dziadków o to, czego żałują. Ich odpowiedzi to prawdziwy poradnik życia
Dominika Lange
20 stycznia 2022, 13:57·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 20 stycznia 2022, 13:57
Zastanawialiście się, czego żałują ludzie, którzy przeżyli już 70 albo 80 lat? Jedni z nich żałują rzeczy, na które mieli wpływ, a inni takich, które po prostu im się przydarzyły. Sprawdziliśmy, co na ten temat mówią nasze babcie i dziadkowie, bo dzień ich święta to dobry pretekst, żeby pochylić się nad ich historiami i czegoś ważnego się z nich nauczyć.
Reklama.
Z okazji Dnia Babci i Dziadka sprawdziliśmy, czego seniorzy żałują w życiu.
Wśród odpowiedzi nie zabrakło sentymentalnych opowieści. Jedna z naszych rozmówczyń żałuje, że związała się z mężczyzną, który nigdy nie był dla niej wsparciem.
W odpowiedziach seniorów nie zabrakło też prostych historii, które mogą być dla nas przestrogą i lekcją.
Żałuję jednego
Wysłuchaliście kiedyś historii dzieciństwa i młodości swoich dziadków? Wiecie, czego żałują? Takie opowieści to często garść inspirujących rad i nauk, które będą wam towarzyszyć przez całe późniejsze życie.
Z okazji Dnia Babci i Dnia Dziadka sprawdziliśmy i zapytaliśmy seniorów, czego w życiu żałują. Ich odpowiedzi to doskonała lekcja życia. Niektóre są zabawne, a inne poruszyły nas do łez. Oto najciekawsze z nich.
Żałuję, że związałam się z mężczyzną, który nie był dla mnie wsparciem
To historia, która jest uniwersalna i niezależna od czasów, bo dziś niektóre związki wyglądają podobnie. Pani Krystyna zdradziła swojej wnuczce, że gdyby mogła cofnąć czas, to nie wyszłaby tak wcześnie za mąż i to za osobę, od której nie dostała za grosz wsparcia.
83-latka przez całe życie pracowała w zakładach PGR i zajmowała się krowami. Ciężka i długa praca fizyczna, do tego sześcioro dzieci. W tamtych latach to wyłącznie na kobietach spoczywał obowiązek dbania o dom i rodzinę. Jeśli dodamy do tego 12-godzinny czas pracy, to mamy idealny przepis na brak jednej chwili dla siebie.
– Babcia wyszła za mąż w wieku 17 albo 18 lat. Była młoda, nic o tym nie wiedziała. Nie dość, że ciężko pracowała, to jeszcze jej mąż, jak na tamte czasy przystało, tylko od niej wymagał. W niczym jej nie pomógł. Babcia powiedziała, że drugi raz by tego nie zrobiła, nie związałaby się z mężczyzną, od którego nie miała wsparcia – mówi wnuczka pani Krystyny.
Żałuję, że nie pamiętam swojego taty
Łatwo jest zapomnieć o tym, że ktoś znacznie starszy od nas także ma albo miał rodziców, prawda? To częste u małych dzieci, które widząc kogoś starszego od siebie, nawet jeśli ta osoba ma 20 lat, potrafią spojrzeć zdziwione i bez ogródek zapytać "to ty też masz mamę?".
Ale nam dorosłym też się to zdarza w odniesieniu do seniorów – mało kto zastanawia się nad tym, że nasze babcie i dziadkowie kiedyś też byli czyimiś dziećmi. Warto porozmawiać z dziadkami na temat ich wspomnień ze wczesnego dzieciństwa i poruszyć temat ich rodziców. Bo nawet jeśli ich poznaliśmy, to najczęściej i tak ich nie pamiętamy.
W internecie znalazłam poruszającą historię pani Eli. Seniorka ma 80 lat i opowiedziała historię swojego życia, młodości, rodziny. Choć wzruszeń w jej relacji nie brakowało, to jednym z najsmutniejszych momentów jej opowieści jest wspomnienie taty, którego seniorka nawet nie pamięta.
Jej tata zmarł, gdy kobieta miała zaledwie kilka lat – zginął podczas Powstania Warszawskiego. Pani Eli po ojcu zostało kilka zdjęć i jeden list, który napisał do niej na krótko przed wybuchem Powstania. – Tata musiał mnie bardzo kochać – mówiła pani Ela ze łzami w oczach, przytaczając fragmenty listu swojego taty.
Mówi się, że śmierć rodzica boli tak samo niezależnie od tego, ile mamy lat. Myślę, że warto do tego dodać stwierdzenie, że boli też niezależnie od tego, ile lat od niej minęło.
Żałuję, że całe życie się czegoś bałam
Strach ma wielkie oczy – i skutecznie potrafi stanąć nam na drodze do rozwoju i realizacji marzeń. Brzmi jak banał, ale każdy lęk wiąże się z tym, że musimy z czegoś rezygnować, ustawić pod dyktando swojego strachu całe życie.
W przypadku pani Joanny, 70-letniej babci dwóch wnuczek i wnuka, ten lęk dotyczył wielu rzeczy – zaczynając od lęku przed wodą, przez co nigdy nie weszła do morza powyżej kolan i nie znała uczucia pełnego zanurzenia w wodzie, aż po nałogowe zamartwianie się swoimi dziećmi. A później wnukami. Życie w ciągłym lęku porównuje do uczucia związanych rąk i jak mówi, przez strach mogła stracić wiele życiowych okazji – na przykład ofertę lepszej pracy.
Z jednej strony to zrozumiałe, bo pani Joanna wychowała sama troje dzieci. Utrzymywała się ze skromnej pensji, wiecznie brakowało jej pieniędzy. Ciężko się dziwić, że w obliczu tego typu doświadczeń, żyła z miesiąca na miesiąc i bała się tego, co przyniesie jutro.
Sytuacja zmieniła się kilka lat temu, kiedy pani Joanna była z rodziną w parku rozrywki, gdzie można było zobaczyć egzotyczne ryby w akwarium. Jednak żeby zobaczyć je z bliska, trzeba było przepłynąć kawałek głębokiego basenu. – Ja musiałam iść powoli przy ścianie basenu, kurczowo trzymając się jego krawędzi. Inni wskakiwali i płynęli przez jego środek jak gdyby nigdy nic – mówi pani Joanna. I to wtedy, po raz pierwszy tak wyraźnie zobaczyła, jak lęki ograniczały ją przez całe życie.
Żałuję, że straciłem przyjaciela
Kiedy zaczyna się dorosłe życie, przyjaciele schodzą na dalszy plan. Ważniejsza jest ta druga połówka, później dzieci, praca, budowa domu– można wymieniać bez końca. To jest czasochłonne, kosztowne, zabiera energię. I mimo że to naturalna kolej rzeczy, to jednocześnie nie powód, żeby zamknąć się w czterech ścianach i uciąć kontakt z przyjacielem. Bo przyjdzie taki dzień, że się za nim zatęskni, a sygnał po drugiej stronie telefonu będzie już głuchy. I to nie dlatego, że ktoś się obraził – przekonuje 83-letni dziadek Marian.
– Przez ostatnie kilka miesięcy byłem na 9 pogrzebach – wylicza. Sytuacja jest dosyć trudna do wyobrażenia, że w tak krótkim czasie odchodzi tyle stosunkowo bliskich, znajomych osób. Ale jak przekonuje dziadek, w tym wieku człowiek już inaczej na to patrzy i trzeba się cieszyć, kiedy ktoś odchodzi w spokoju, a nie w ciężkiej chorobie.
Jednak jeden z tych pogrzebów poruszył pana Mariana bardziej niż inne. Chodzi o jego przyjaciela z licealnych lat, z którym trzymał się jeszcze przez większość dorosłego życia. Tak naprawdę kontakt urwał im się w późniejszym życiu, gdy na świat przyszły wnuki pana Mariana. Dziadek uczestniczył w ich wychowaniu, woził do szkoły, pilnował ich lekcji. Dom jego syna, synowej i wnuków stał się jego domem. Dziś wnuki są już prawie dorosłe i nie potrzebują dziadka tak jak kiedyś. Jednak chcąc nie chcąc stały się dla niego sensem życia. I to dla nich pan Marian urwał kontakty ze wszystkimi dookoła.
Jak mówi, to był błąd, a z jego historii płynie kilka lekcji. Jedna z nich to taka, że nie powinniśmy, tak jak w tej historii – z własnej wygody – robić z dziadków rodziców. Ich życie powinno płynąć własnym torem. Druga to taka, że nie warto odkładać telefonu czy spotkania z bliską osobą na później – bo to "później" może już nie nastąpić.
Żałuję, że nie mogę robić tego, co kiedyś
Ostatnia historia jest nieco z przymrużeniem oka. 88-letni dziadek Kazik zapytany o to, czego w życiu żałuje odpowiada krótko: "Niczego. Żałuję, że nie mogę pójść na łyżwy". Choć pan Kazik jest dziarskim dziadkiem, jego wnuczka i córki przekonują go, by pohamował entuzjazm i narty oraz łyżwy zostawił w piwnicy.
I tutaj nasuwa się refleksja na temat tego, że warto doceniać te z pozoru proste rzeczy, które możemy robić, kiedy tylko przyjdzie nam na to ochota – bo pozwala nam na to zdrowie, wiek, kondycja. Dziadek Kazik obwieścił też ostatnio rodzinie, że wiosną zaprasza ich na 90. urodziny, które wypadają u niego dopiero za dwa lata. "Zawsze chciałem wyprawić 90. urodziny, a boję się, że nie będę mógł na nie przyjść, bo nie doczekam" – tłumaczy. To te rzeczy sprawiają mu najwięcej radości: rodzinne spotkania i z pozoru proste aktywności, na które już nie może sobie pozwolić. Czyli coś, co większość z nas ma na wyciągnięcie ręki.