Nie piję alkoholu, mam swoje powody. W Polsce muszę się z tego tłumaczyć na każdym kroku
List do redakcji
·2 minuty czytania
Publikacja artykułu:
Kilka lat temu całkowicie zrezygnowałam z alkoholu. Nie jest tak, że nigdy nie próbowałam czy nie wiem, jakie to uczucie delikatnie się podpić – po prostu tego nie lubię. I przy każdej okazji muszę się z tego tłumaczyć.
Reklama.
Dlaczego nie pijesz?
Pytanie o to, dlaczego nie piję alkoholu, pojawia się w zasadzie przy każdej okazji, której towarzyszy wino czy inny alkohol. Do swojej zasady podchodzę konsekwentnie i odmawiam nawet jednego kieliszka wina – ostatni raz piłam alkohol jeszcze na studiach 10 lat temu. Wtedy kilka razy zdarzyło mi się przesadzić z alkoholem i pewnego dnia powiedziałam "dość". Nie chciałam się truć, a po kilku latach abstynencji doszłam do wniosku, że alkohol nawet nigdy mi nie smakował.
Od tamtej pory jedyny czas, kiedy nie słuchałam pytań "Dlaczego nie pijesz" to ciąża i okres karmienia piersią. Wkurza mnie, że przy każdej okazji muszę się tłumaczyć z tego, że nie piję. Żyjemy w czasach, w których bardziej ludzi dziwi to, że ktoś nie pije alkoholu w ogóle, niż to, że pije go za dużo.
A kto nie wypije, tego we dwa kije
Mam wrażenie, że jest jakiś niepisany obowiązek picia alkoholu przy każdej okazji. Najgorzej jest na wyjazdach służbowych i imprezach, na których jestem zupełnie nowa i nikt mnie jeszcze nie zna.
Pamiętam, jak kilka lat temu zaczynałam nową pracę i na pierwszym wyjeździe służbowym koleżanki z mojego działu patrzyły na mnie podejrzliwie. Wszyscy brali wino i drinki do obiadu, a ja konsekwentnie piłam tylko wodę. I szybko zostałam zasypana pytaniami o to, dlaczego nie piję.
Może jestem w ciąży? Mam za sobą jakąś chorobę? Czułam się jak na przesłuchaniu. Dopiero przy bliższym poznaniu koleżanki wyznały mi, że moja abstynencja zapaliła im w głowie czerwoną lampkę, żeby uważać, co się przy mnie mówi.
Nie inaczej jest na tradycyjnych weselach, gdzie wódka leje się po prostu strumieniami. I gdy ktoś tej wódki nie pije, jest do tego na każdym kroku namawiany. "Nawet jeden kieliszek?", "To toast, trzeba się napić" – słyszę to na każdym weselu. I zauważyłam, że to wtedy ludzie są najbardziej nachalni i często nawet nie słuchają, jak ktoś odmawia, tylko stawiają mu przed nosem pełny kieliszek.
Może szampana?
Kompletnie nie rozumiem tego nacisku na picie alkoholu i przeświadczenie, że jeśli ktoś tego w ogóle nie robi, ma jakiś problem. Koleżanka mojego męża z pracy puściła kiedyś plotkę po jednej ze wspólnych kolacji służbowych, na których byłam, że nie piję, bo swoje już w życiu wypiłam. Później to na mojego męża patrzyli ze współczuciem, że zapewne dużo w życiu przeszliśmy i tym razem on musiał się tłumaczyć z tego, że ja po prostu nie lubię pić.