"Gdy byłam nastolatką, moi rodzice rozwiedli się w mało przyjaznej atmosferze. Miałam jeszcze brata, który wtedy chodził do zerówki. Od momentu, kiedy zamieszkali osobno - my z mamą, bo tak to się już z automatu działo - życie moje i mojego brata toczyło się wg kalendarza.
Weekendowe dzieci
Co dwa tygodnie
weekend u taty: od piątku od godziny 17.00 do niedzieli, również do 17.00. Nie było mowy o spóźnieniu. W piątki już od południa bolał mnie brzuch, bo bałam się, że coś pójdzie nie tak albo że rodzice powiedzą sobie przy nas coś niemiłego. W niedziele martwiłam się od rana, bo tata nie był mistrzem punktualności, a mama bardzo nie lubiła, gdy oddawał nas później. Nawet o 5 minut. Ale to tylko weekendy.
Nic do gadania
Najprostsze były ferie i wakacje. Tydzień ferii i miesiąc wakacji u taty. I nie ma zmiłuj, nawet kiedy jesteś już nastolatką i oznacza to, że w tym okresie nie będziesz się widywać z przyjaciółmi. Którzy, co tu dużo mówić, byli lepszym towarzystwem dla nastolatki niż skłóceni rodzice.
Święta po rozwodzie: najgorsze dla dzieci
Ale najgorsze były święta. Wigilia była koszmarem. To wtedy przestałam lubić choinkę, opłatek i barszcz z uszkami. Żadne z rodziców nie było gotowe
zrezygnować z wigilii z dziećmi. W efekcie mój brat i ja mieliśmy co roku dwie wigilie z dwoma obrażonymi rodzicami. U taty wcześniej, w nerwowej atmosferze i z rozbuchanym konfliktem lojalności. Pilnowałam, żeby brat mało jadł, bo musiał zostawić miejsce na
te same potrawy, które będą za dwie godziny na stole u mamy. Potem tata odwoził nas do domu, wzdychając, że już musimy jechać, a mama witała nas, wzdychając, że tak późno siadamy do stołu.
Wiele się nauczyłam
Nienawidziłam świąt. Dopiero własne dzieci to zmieniły. Teraz sama jestem po rozwodzie - życie bywa przewrotne - ale mój były mąż i ja robimy wszystko, żeby dzieci nie czuły się poszkodowane lub przymuszane do czegokolwiek. Dzielimy się wg ich potrzeb, dogadujemy się tak, żeby ten czas nie był ciężki dla żadnej ze stron. Przede wszystkim dla dzieci. I jeśli komuś ma być przykro, to niech to będą dorośli. My nie zepsujemy naszym dzieciom świąt, tylko dlatego, że nie kochamy już siebie.
Myślcie o dzieciach, nie o sobie
Chciałam o tym napisać, bo myślę, że w wielu rodzinach te
święta po rozwodzie są trudnym czasem pełnym konfliktów. Może jeśli przeczytacie mój list, pomoże to wam postawić się na miejscu swoich dzieci i zrozumieć, jak im źle, kiedy kłócicie się o święta i o to, z kim wtedy mają być dzieci. Czasem po prostu warto uronić łzę w samotności niż sprawić, że to dzieci czują się paskudnie. Wesołych Świąt, postarajcie się o to dla swoich synów i córek. Agnieszka".