
Spoglądała przez okno samochodu na rodzinne miasto. Nie była tutaj od wielu miesięcy. Pomimo że West End leżał jedynie około stu dziewięćdziesięciu kilometrów od Seattle, odległość ta wydawała jej się ostatnio coraz większa. Chociaż tak mocno kochała rodzinę, nie lubiła opuszczać domu, drażniły ją dzieci bawiące się na dworze.
Coś pacnęło o przednią szybę. Otworzyła oczy. Dostrzegła różową ulotkę na szybie o treści: "Szukam pracy. Solidna. Niezawodna". Zanim zdołała przeczytać do końca, litery pisane tuszem rozpłynęły się w deszczu. Angie przechyliła się nad siedzeniem pasażera i opuściła szybę w oknie. Rudowłosa dziewczyna mocowała ulotki. Ubrana w wytarty płaszcz i spłowiałe dżinsy, nie bacząc na padający deszcz, przesuwała się od samochodu do samochodu. Angie zareagowała bez zastanowienia.
I wtedy zobaczyła tę dziewczynę z długimi rudymi włosami o niemożliwym do określenia odcieniu. Weszła frontowymi drzwiami. Wyglądała jak zmokła kura; woda kapała jej z nosa, włosów, ubrania. Miała cerę bladą niczym Nicole Kidman i ogromne piwne oczy o nieprzeniknionym spojrzeniu, nieproporcjonalnie duże w stosunku do twarzy, co nadawało jej wygląd małej dziewczynki. Nos i policzki usiane były piegami.
Lauren nawet nie zauważyła, kiedy kobieta się pojawiła, i teraz stały zwrócone ku sobie twarzą w twarz. Wyższa od dziewczyny nie więcej niż trzy centymetry, ale jakże inna! Była piękna, o urodzie gwiazdy filmowej, z czarnymi włosami, brązowymi oczami i zniewalającym uśmiechu. Ubrana jak z żurnala. Czarne spodnie z rozszerzanymi nogawkami, botki na wysokich obcasach i jasnożółty sweter z golfem. Wydawało się, że jest niezwykle serdeczna.
Zaczęła przełykać łzy, żeby nad nimi zapanować. Zapomniała, że w ciągu ostatnich lat Conlan też miał swoje marzenia o zostaniu ojcem, równie ważne jak jej o macierzyństwie. A jakoś tak się stało po drodze, że liczyły się tylko odczucia Angie. Tak bardzo skupiła się na własnym żalu, że jego smutek wydawał się nieistotny. Prześladowało ją to. Od zawsze była skazana na sukces – co rodzina nazywała obsesją – a dziecko zdawało się jeszcze jednym celem do osiągnięcia. Powinna pamiętać, że rodzicielstwo jest sportem drużynowym.
Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Świat Książki