
Reklama.
Pandemia? Nie ma żadnej pandemii
O ile na początku pandemii wszyscy rzucili się na powiatowe zapasy papieru toaletowego i makaronu, a później siedzieli w domu jak trusie, o tyle teraz jest wysyp niezniszczalnych niedowiarków, którzy wiedzą lepiej niż wszyscy medycy tego świata, że żadnego koronawirusa nie ma. A jeśli jest, to w sumie jest jak grypa. Tak czy siak, niezależnie od tego w co wierzą, to poza głoszeniem alternatywnej historii świata nie mają zamiaru dostosowywać się do żadnych wytycznych sanitarnych. A czwarta fala pandemii dopiero się rozkręca.Po co komu maska?
Kaszlą, prychają, kichają, a maska jeśli już jest, to co najwyżej na brodzie. Ludzie wchodzą bez masek do sklepów, autobusów, tramwajów i wszędzie tam gdzie powinni zasłonić usta i nos. Nie trzymają żadnego dystansu społecznego, czekając w kolejkach prawie wchodzą sobie na głowy. Już nie wspominając o tym, że dotykają rękami w sklepie warzywa i owoce, a potem je odkładają. Najpierw wycierają zakatarzony nos, a potem sprawdzają, czy pomidor jest odpowiednio miękki. Pół biedy, jeśli jest i go ze sobą wezmą.Wojna polsko-polska
Ostatnio byłam w sklepie i kasjer poprosił klienta, by założył maskę. Co to było za oburzenie! "To bez maski nie można kupić?” irytował się koronasceptyk. Ale o takich sytuacjach słyszę od znajomych niemal codziennie. Ludzie, którzy nic sobie nie robią z dystansu i jakichkolwiek zasad, rzucają się do tych, którzy ośmielą się im zwrócić uwagę.Moja przyjaciółka widziała, jak w sklepie spożywczym wywiązała się regularna awantura między facetem bez maski i kobietą, która zwróciła mu uwagę, żeby zasłonił usta. Zanim zaczął ją wyzywać przedstawił szereg argumentów zdrowotnych, które jego zdaniem przemawiały za tym, by tej maski nie nosić. A kupował butelkę wódki. W środku tygodnia przed południem…
Innym razem sama zwróciłam uwagę trzem paniom – babci, matce i nastoletniej córce – by założyły w metrze maski. W odpowiedzi usłyszałam, że siedzą daleko ode mnie, więc o co mi chodzi. A nie urządzałam sobie do nich wycieczek na drugi koniec wagonu, siedziały dokładnie naprzeciwko mnie. Ale nieważne, czy blisko, czy daleko, bo skoro ja mogę założyć maskę, to czemu one nie mogą?
Ale wisienką na torcie jest historia mojej mamy. Gdy czekała na test na koronawirusa pod punktem pobrań, do osób czekających na wymaz podbiegł mężczyzna i zaczął krzyczeć, że chyba są nienormalni i przyszli podbić statystyki zakażeń. Maski oczywiście nie miał – choć nie to jest tutaj najbardziej zatrważające.
Tylko dystans może nas uratować
Po raz drugi w ciągu miesiąca utknęłam w domu z moim 7-letnim dzieckiem. Między pierwszym a drugim razem tej przymusowej izolacji zdążyłam pójść do pracy na tydzień. I znów telefon do szefa, że muszę zabrać komputer do domu i przejść na home office. Praca zdalna z dzieckiem obok nie jest ani łatwa, ani przyjemna, ale przynajmniej mam taką możliwość. Co z rodzicami, którzy nie mogą sobie na to pozwolić, albo mają mniej wyrozumiałych pracodawców?Zresztą dzieci w nauce zdalnej potrzebują pomocy. Kiedy moja córka ma lekcje w domu, czuje się, jakbym pracowała na dwa etaty. I to w tym samym czasie. Z jednej strony telefony i maile z pracy, goniące mnie terminy, a z drugiej mała ma problem z internetem. Coś nie łączy, coś nacisnęła. Za głośno, za cicho, włączyła jakieś okno, albo odłączyła. Naprawdę miałam nadzieję, że to już za nami.