Facet na miarę
Czy kobiety dają szansę niższym partnerom? kadr z filmu "Facet na miarę"
Reklama.

Chwila prawdy

Kiedy umówiliśmy się na pierwsze spotkanie, przez chwilę przyszło mi do głowy, że faktycznie może być niezbyt wysoki. Na pewno był dosyć drobnej postury. Ale wzrost? Minimalnie wyższy, trochę niższy, może równy ze mną? Nie byłam tego pewna, bo przecież przez całą rozmowę siedzieliśmy przy stoliku. Odgoniłam od siebie te myśli, bo nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi na takie rzeczy – jestem średniego wzrostu, więc większość chłopaków, których znałam do tej pory była przynajmniej równa ze mną. Z pozytywnym nastawieniem, choć lekko zestresowana, poszłam na naszą pierwszą randkę. Gdy go zobaczyłam i podszedł bliżej szybko przekonałam się, że moje obawy nie były bezpodstawne – był ode mnie niższy.

Witaj nowa obsesjo

Tak naprawdę to była jedyna wada, jaką w nim dostrzegałam – poza tym wszystko szło świetnie, a charakter miał na tyle ujmujący, że umówiliśmy się na kolejne spotkania. Starałam się nie zwracać uwagi na to, że jestem wyższa, ale im bardziej próbowałam powstrzymać moje myśli, one robiły się coraz bardziej natrętne. W pewnym momencie zaczęłam szukać okazji, żeby na oko ocenić różnicę wzrostu między nami – gdy mijaliśmy witryny czy szyby, w których mogłam ogarnąć wzrokiem jak wyglądamy, robiłam to.
Raz mi się wydawało, że jesteśmy prawie równi, innym, że jednak jestem znacznie wyższa. I tak w kółko. Gdy szliśmy blisko siebie, patrzyłam, czy moje ramie jest dużo wyżej niż jego, a gdy ktoś na ulicy się śmiał i akurat na nas spojrzał, stresowałam się, że komicznie razem wyglądamy. Po kilku tygodniach spotkań zaprosiłam go do siebie na obiad. Podczas spotkania poszłam na chwilę do przedpokoju i mój wzrok mimowolnie padł na nasze buty ustawione równo na wycieraczce. Zauważyłam, że są… podobnego rozmiaru. Znów poczułam się fatalnie.
W rozmowach z przyjaciółkami byłam już monotematyczna, a jednocześnie żadna z nich nie chciała jednoznacznie mi doradzić, co powinnam zrobić. Potrafiłam przeszukiwać internet w poszukiwaniu zdjęć gwiazd, które są w takich samych związkach. Przekonywało mnie to? Tylko na chwilę.

Mała różnica, wielka różnica

Któregoś razu chciał mi pokazać swoje zdjęcie w dowodzie osobistym, a mój wzrok automatycznie padł na wpisany na dokumencie wzrost. To ostatecznie rozwiało moje wątpliwości – 7 centymetrów różnicy. Niby nie dużo, ale przez to że był dosyć drobnej budowy ciała, ta rozbieżność rzucała się po prostu w oczy. Z tego co mówił, to wagę też mieliśmy podobną, bo byłam od niego lżejsza zaledwie o kilogram. A ja do tych większych też nie należałam. Zaczęłam czuć się przy nim jakaś duża, wyrośnięta, wielka.

Nie wiem, czy dobrze zrobiłam

Dlatego postanowiłam zakończyć ten związek na wczesnym etapie. Zobaczyłam, że to jest dla mnie nie do przeskoczenia i żałowałam, że nie umiem się z tym uporać – zwłaszcza że wszystko wskazywało na to, że tylko ja mam problem z tą różnicą wzrostu. On ani razu nie poruszył tego tematu i nie dał mi odczuć, że coś jest inaczej niż by chciał. Pierwszy i ostatni raz rozmawialiśmy o tym ostatniego dnia, w którym się widzieliśmy.
Choć wcześniej byłam święcie przekonana, że dobrze robię i naprawdę mi ulżyło, to z perspektywy czasu nie wiem, czy dobrze zrobiłam. W końcu każdy ma jakieś wady, a uroda i tak przemija. Zresztą czym jest kilka centymetrów różnicy względem zgodności charakterów i spojrzenia na świat? Może jednak powinnam spróbować to przepracować jeszcze raz?