Mąż upiera się, by córka chodziła na religię w przedszkolu, ja uważam, że to za wcześnie
Iza Orlicz
31 sierpnia 2021, 11:35·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 31 sierpnia 2021, 11:35
W większości przedszkoli są prowadzone nieobowiązkowe zajęcia z religii. Na początku roku szkolnego rodzice muszą wyrazić na nie zgodę. Co jednak, gdy jedno z nich jest przekonane o tym, że dziecko powinno na takie zajęcia uczęszczać, a drugie jest przeciwne?
Reklama.
Z początkiem roku szkolnego w przedszkolach trzeba wypełnić oświadczenie, czy dziecko będzie uczęszczać na lekcje religii.
Nasza Czytelniczka pisze, że nie chce, by jej córka chodziła na religię, jej mąż jest przeciwnego zdania.
Czy zajęcia religii dla tak małych dzieci to indoktrynacja?
"Nasza córka ma 4 lata, od tego roku dla jej grupy będzie zorganizowana religia. Mój mąż jest wierzący, uważa, że nasze dziecko powinno już w przedszkolu uczęszczać na takie zajęcia, ja jestem zdania, że to za wcześnie. Według mnie jest za mała, by zrozumieć przekazywane tam treści” – pisze Anna.
Dla mnie to indoktrynacja
Przyznaje, że ten problem pojawił się dopiero teraz, bo wcześniej mąż, pomimo że sam chodzi raz w tygodniu do kościoła, nie zachęcał, ani tym bardziej nie zmuszał do tego dziecka.
"Teraz jednak uparł się, przekonuje, że to najwyższy czas, by dziecko zaczęło poznawać pierwsze założenia religii katolickiej. A ja jestem zdania, że w tym wieku to zwykła indoktrynacja, bo czteroletnie dziecko wierzy bezwzględnie we wszystko, co mu się powie. Do tego pewnie niewiele zrozumie, np. o bogu istniejącym w trzech osobach” – pisze Anna.
Dodaje, że nie sprzeciwia się lekcjom religii, bo wiedziała, że mąż jest wierzący i to ważny dla niego aspekt, ale chce, by córka dopiero w szkole zaczęła uczęszczać na te lekcje.
Straszyli nas Bogiem, wszystko było grzechem
"Będzie starsza, mądrzejsza, może zacznie zadawać pytania i będziemy mogły na ten temat rozmawiać czy dyskutować. Mąż chce ją wychować w wierze chrześcijańskiej, w porządku, ale po tym co się dzieje obecnie w kościele nie chcę, by córka stała się nawiedzoną katoliczką” – pisze Anna.
Przyznaje, że ona ma złe wspomnienia ze swoich lekcji religii, podczas których ksiądz wiecznie straszył bogiem, a prawie wszystko było grzechem.
"Uważam, że osoba duchowna, która przekazuje takie treści dzieciom ma na nie ogromny wpływ. W przypadku przedszkolaków może się to zakończyć jakimiś lękami lub wtłoczeniem do głowy katolickich prawd, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Jeśli mężowi zależy, niech córka chodzi na religię, ale dopiero w szkole, gdy będzie starsza, bardziej krytyczna, będę mogła jej pewne sprawy wytłumaczyć lub z nią omówić. Chcę wiedzieć i mieć wpływ na to, czego będzie tam uczona” – dodaje Anna.