Decyzją rządu z powodu rozprzestrzeniającego się wirusa COVID-19 żłobki i przedszkola od poniedziałku pozostają zamknięte. Wśród rodziców i właścicieli placówek zaczynają jednak pojawiać się wątpliwości. W jakich sytuacjach można posłać dziecko do przedszkola?
Od poniedziałku (29.03.) żłobki i przedszkola pozostają zamknięte.
Okazuje się jednak, że przepisy, dotyczące tego, którzy rodzice mogą posłać dziecko do placówki, są nieprecyzyjne.
W praktyce wygląda to tak, że choć przedszkola i żłobki teoretycznie są zamknięte, to wielu rodziców, powołując się na przepisy, chce wysłać dziecko do placówki.
Chaos w przedszkolach
Nieprecyzyjne przepisy sprawiają, że ani rodzice, ani kadra zarządzająca nie są w stanie odpowiedzieć na to pytanie. W praktyce prowadzi to do dużego zamieszania.
Już od jakiegoś czasu słychać głosy załamanych właścicieli żłobków i przedszkoli. Miniony weekend był dla nich szczególnie trudny. Dezinformacja, związana z zamknięciem przedszkoli, spędzała im sen z powiek. "Zamykać? Utworzyć małą grupę? Którzy rodzice mogą posłać dziecko do przedszkola?" – to pytania, które zadawali sobie dyrektorzy placówek.
Szczególnie niepokojące okazało się ostatnie pytanie. W przepisach, regulujących, które dzieci mogą zostać posłane do przedszkola czy żłobka, znajdują się co najmniej dwa nieprecyzyjne przepisy.
Mianowicie chodzi o punkty, w których jest mowa, że rodzic może wysłać dziecko do przedszkola, jeśli "realizuje zadania publiczne w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19" i gdy "są zatrudnieni w podmiotach wykonujących działalność lecznicząą.
– Ja nie mam żadnej możliwości weryfikacji tego, co mówią rodzice. Jedyne, co mogłam zrobić, to przesłać wszystkim treść rozporządzenia wraz z prośbą, by ci, którzy są uprawnieni do przyprowadzenia nam dziecka, złożyli oświadczenie. Więcej zrobić nie mogę. Jeśli ktoś przyjdzie z dzieckiem i powie, że się kwalifikuje do wytycznych z rozporządzenia, muszę je przyjąć – mówi dyrektorka żłobka z Gdańska w rozmowie z Money.
Jak zamknięcie żłobków i przedszkoli wygląda więc w praktyce? Do niektórych placówek przychodzą rodzice, którzy twierdzą, że "realizują zadania publiczne w związku z zapobieganiem COVID-19". W rozmowie z Money jedna z dyrektorek anonimowo opowiada o historii, gdy do jej placówki przyszła kasjerka, twierdząc, że może zostawić dziecko w przedszkolu, bo walczy z pandemią, sprzedając maseczki.
– Ja nie wiem, co oznacza ten zapis. Nie jestem prawniczką i nie muszę nią być. Nie mogę odmówić osobie, która twierdzi, że jest uprawniona do zostawienia dziecka w przedszkolu – wyjaśnia dyrektorka w rozmowie z Money.
"Jesteśmy zamknięci, ale jednak otwarci"
Kolejny zapis mówi o tym, że dziecko do przedszkola mogą wysłać rodzice, którzy "są zatrudnieni w podmiotach wykonujących działalność leczniczą". Nie chodzi więc jedynie o lekarzy i pielęgniarki, ale także fizjoterapeutów, optometrystów, masażystów czy dentystów. Za chwilę może się więc okazać, że całkiem spora grupa rodziców – zgodnie z przepisami – ma możliwość posyłania dziecka do przedszkola.
– W piątek wieczorem na rządowych stronach przeczytaliśmy rozporządzenie, z którego wynika, że jesteśmy zamknięci, ale jednak otwarci. A szczegółów musimy się domyślić albo wywróżyć sobie z fusów – żaliła się jedna z warszawskich dyrektorek przedszkola w rozmowie z Money.
Z jeszcze większym zamieszaniem borykały się przedszkola specjalne.
– Długo nie wiedzieliśmy, czy nasze przedszkola również będą zamknięte. Jeszcze w niedzielę po południu panował chaos. Ktoś mówił, że jednak będą otwarte, ale na oficjalną wiadomość musieliśmy czekać zbyt długo. Wcześniej opieraliśmy się jedynie na tym, że "ktoś komuś powiedział, że podobno mają być otwarte" – mówi w rozmowie z Mama:Du dyrektorka przedszkola specjalnego.
Całe zamieszanie, związane z zamykaniem większości przedszkoli, wciąż trwa. Najtrafniej podsumowuje je chyba zdanie jednej z dyrektorek, która stwierdziła, że "jesteśmy zamknięci, ale jednak otwarci". Brak konkretnych wytycznych, chęć rodziców, by posłać dziecko do przedszkola oraz ogólna dezinformacja mogą sprawić, że placówki w teorii będą zamknięte, w praktyce zaś – otwarte.