"Co w kobiecym wyglądzie kochają mężczyźni" to dzisiaj ryzykowne pytanie. W końcu jesteśmy świadomymi kobietami, które chcą czuć się dobrze we własnym ciele, a nie spełniać męskie oczekiwania. Mimo tego większość z nas patrzy surowo na cellulit, chce walczyć z rozstępami, obawia się zmarszczek. Robimy to dla siebie czy dla nich? Z ciekawości postanowiłam zapytać czterech facetów w związkach, czy faktycznie tego oczekują od swoich kobiet. Odpowiedzi nie były takie oczywiste.
Postanowiłam zapytać mężczyzn w związkach, co najbardziej cenią w wyglądzie swoich partnerek.
Mężczyźni zdradzili, co myślą o cellulicie, rozstępach czy zmarszczkach.
Naturalność i bycie zadbaną – oto, co mężczyźni rozumieją pod tymi hasłami.
Co cenisz w urodzie swojej partnerki?
Łukasz, 36 lat: W urodzie partnerki cenię głównie to, że się stara i o siebie dba. Rozumiem, że ciało dojrzewa, zmienia się, pojawiają się zmarszczki, cellulit, rozstępy.
Takie jest życie. Nie mam z tym żadnego problemu, natomiast nie odpowiadałoby mi, gdyby moja partnerka na przestrzeni lat utyła, powiedzmy kilka kilogramów, i nie próbowała nic z tym zrobić. Po to jest siłownia, po to są diety, żeby próbować o siebie dbać.
To nawet nie chodzi o mnie, chodzi o zdrowie. Zresztą – moją żona niedawno schudła z 55 kg do 52 i ma figurę praktycznie taką, jak, gdy ją poznałem, kiedy miała 22 lata. Nie jestem też fanem "sztucznego" poprawiania urody.
Hybrydy, doczepiane rzęsy, to nie dla mnie. Każda kobieta może wyglądać dobrze i naturalnie, jeśli po prostu o siebie dba. Zamiast hybryd wolę ładne, ręcznie umalowane paznokcie, zamiast doczepianych mioteł wolę naturalny, delikatny makijaż. Nie lubię, kiedy kobieta "przed i po" to inna osoba. Stawiam na naturalność.
Makijaż jest spoko, chociaż ja nie toleruję, jak kobieta spędza dwie godziny szykując się do wyjścia. Wolę naturalność, moja żona jest w stanie wyszykować się w kwadrans albo i szybciej. Jakby mi się nie podobała bez makijażu, to przecież to nie miałoby sensu, prawda?
Dopracowany makijaż nie jest dla mnie żadnym wyznacznikiem pięknej kobiety w każdym razie. Raczej świadczy o jej zdolnościach manualnych czy artystycznych, a nie o urodzie. Zabiegów medycyny estetycznej w ogóle nie poważam. Nie znoszę sztucznych piersi, a to, co widziałem w Ameryce Łacińskiej, te zrobione pośladki... jak na tym w ogóle usiąść?
Kobieta musi być sobą. Jeśli się poprawia, staje się inną osobą. Tyle związków się rozpada, bo ktoś już "nie jest taki jak kiedyś, jak cię poznałem". To przecież to samo. Jakbym chciał zrobioną od stóp do głów laskę, to bym sobie taką od razu znalazł.
Krystian, 30 lat: Jeżeli chodzi o cellulit to ja, jak i większość moich kolegów, uważam, że cellulit nie jest niczym, co szpeci kobietę. Oczywiście jeśli kobieta cierpi na otyłość i cellulit jest tego efektem, to nie jest to dla mnie atrakcyjne przez ogólne zaniedbanie ciała, bo biorę pod uwagę całokształt.
Ale drobna czy nawet grubsza dziewczyna z cellulitem wygląda dobrze. To po prostu cecha jak dany kształt uszu czy nosa.
Trzeba być zapatrzonym w Instagrama dzieciakiem, żeby uważać, że istnieją kobiety bez cellulitu i brać to za punkt atrakcyjności. Albo nie mieć szans u żadnej atrakcyjnej kobiety i nadrabiać własne kompleksy takim narzekaniem.
Zmarszczki? Wszyscy się starzejemy. I jeśli moja kobieta będzie chciała zainwestować w jakieś kwasy czy inne zabiegi, o których nie mam pojęcia – jeśli poczuje się przez to lepiej, czemu nie. Ale nie mam zamiaru kręcić nosem na coś, co mnie też spotyka, bo po 30. roku życia trzeba się z tym pogodzić.
Rozstępy? Po porodzie są pamiątką po dziecku, a delikatne prążki czy kreski po ćwiczeniach są czymś w pełni naturalnym. Nie związałbym się z kobietą, która nie jest dla mnie atrakcyjna w stu procentach, w mojej doceniam naturalność, ale też zadbanie.
A zabiegi upiększające, jak hybrydy czy henna? Zabiegi medycyny estetycznej, wypełnione kwasem ponętne usta?
Wszystko jest dla ludzi, tym bardziej jeśli kobiecie sprawia to przyjemność. Ale osobiście nie lubię przesadzenia. Nienaturalnie napompowane usta, rzęsy doczepione 1:10 czy 1:30, tak że dziewczyna nie może otworzyć oczu... Napatrzyłem się na Instagramie, to wygląda makabrycznie.
Żyjemy w czasach, w których można upiększyć się tak, by wyglądało to ładnie, estetycznie, seksownie. I to jest akurat dużym plusem, że mamy w ogóle możliwość. Ale to nie może być przymus, a tym bardziej nacisk ze strony faceta. W życiu bym nie narzucił czegoś mojej dziewczynie.
Moja partnerka musi być zadbana, ale naturalna. Co znaczy zadbana? Nie może doprowadzać się do nadwagi, jeśli nie jest to spowodowane chorobami czy ciążą.
Zdrowe zadbane włosy, fajnie, gdyby sama malowała paznokcie, żeby były ładnie spiłowane, zaokrąglone i bez skórek. Może teraz ktoś spojrzy na mnie jak na wymagającego, ale sam chodzę co tydzień do barbera, dbam o paznokcie, to i tego wymagam od partnerki. Nie mocnego makijażu, ale zadbania i podkreślenia naturalnej urody.
Makijaż? Jeśli chodzi o moją męską wiedzę, to chyba makijaż dostosowuje się do okazji, prawda? Na wyjścia mocniejszy, na co dzień lekki. Chyba, że ktoś na co dzień też lubi mocny, czemu nie.
A całkowity brak makijażu? Nigdy? Nawet same usta, rzęsy i brwi? No nie wiem. Ja układam włosy, dbam o brodę, poleruję paznokcie, więc fajnie, gdyby partnerka nałożyła chociaż lekki makijaż. Nie na siedzenie w domu, ale przynajmniej na wyjście. Dużo wymagam?
Michał, 27 lat: Co cenię w wyglądzie partnerki? Jeśli chodzi o partnerkę, z którą związałem się na stałe, to w moim przypadku to nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Kocham ją, zestarzejemy się, to wszystko wyjdzie z czasem. Ja będę stary, brzydki i pomarszczony, ona będzie stara, piękna i pomarszczona. I tyle.
Cellulit i rozstępy pojawią się, jeśli będzie chciała, to poradzi sobie z tym ćwiczeniami czy specyfikami kosmetycznymi. I to, że moja dziewczyna ma rozstępy czy cellulit, nie ma dla mnie znaczenia, bo przecież w związku najważniejsze są inne rzeczy.
Np. zaufanie i świadomość, że jeśli wyjadę na miesięczną delegację, to wrócę do mojej dziewczyny – nawet z cellulitem i rozstępami – która nic w tym czasie nie zrobiła, była mi wierna, przytuli mnie i będzie tylko moja.
Ale wracając do wyglądu – zabiegi medycyny estetycznej, sztuczne rzęsy, hybrydy, upiększacze – pomagają czy nie?
Podzielmy to sobie na twarde i na miękkie "upiększacze". Twarde to takie, które zmieniają wygląd na stałe: chirurgia plastyczna, medycyna estetyczna. Miękkie to wszelkie zabiegi wykonywane u kosmetyczek typu hybrydy czy rzęsy.
Ale szczerze nawet w tych twardych upiększaczach nie widzę nic złego. Jeżeli nie wpędza to kobiety w kompleksy.
Jeśli kobieta zna swoją wartość i wie, że jej uroda i wartość nie zależy od tego, czy machnie doczepionymi rzęsami jak wachlarzem, ale jest to dla niej coś ciekawego, coś w czym czuje się atrakcyjniejsza, to dlaczego nie? Jeżeli czuje się lepiej, to lepiej wygląda. Podkręca swoją urodę i samopoczucie. Jestem jak najbardziej na tak.
Wielu facetów mówi też o kobietach mocno się malujących, że oszukują. "Budzę się potem przy kobiecie bez makijażu i wygląda jak potwór. Miała być piękna, a zdjęła maskę”. Dla mnie to żałosne, bo chyba nie spodziewali się, że ta laska ma naturalnie czerwone usta i brokatowe powieki.
Ja moją kobietę kocham i w makijażu i bez, uważam, że jest piękna bo jest sobą. Ale przecież mam swoje preferencje – podobają mi się kreski eyelinerem i matowe szminki, które ładnie podkreślają usta.
I gdyby przed pójściem do łóżka moja dziewczyna zapytałaby mnie, czy ma zrobić swój popisowy makijaż, to powiedziałbym, że jasne. Jest seksowny i mnie kręci, podkreślisz swoją urodę.
Ale jeśli ona powie, że nie chce jej się tego robić, wygląda jak wygląda i "jeśli mi się nie podoba to nara" to oczywiście, że odpowiem, że podoba mi się taka jak jest i za to ją kocham.
Brak umiaru jest zły we wszystkim. Jeśli pytasz mnie, to wolę naturalną urodę, podkreśloną makijażem, a nie zamaskowaną nim. Najważniejsze, jest jednak to, żeby kobieta dobrze czuła się i w makijażu i bez. Cieszę się, że moja Wiktoria właśnie tak ma i chodzi przy mnie saute.
Kuba, 26 lat: W urodzie mojej partnerki cenię odwagę do pokazywania się bez makijażu i jestem z niej dumny, bo sam ją tego nauczyłem. Gdy się spotkaliśmy, nosiła doczepiane, farbowane włosy, staniki z push-upem, długie paznokcie.
Oglądało się za nią wtedy więcej facetów niż teraz, ale to właśnie o to chodzi. Większość facetów to tandeciarze. Polecą na większy dekolt, mocniejszy makijaż i krótszą spódniczkę.
Sztuką jest wyglądać dobrze bez tego. Czyli jak? Odważnie uśmiechać się bez makijażu, nie nosić tego niewygodnego stanika. Po co wam to w ogóle? Bo dla mojej dziewczyny to była niewygoda, nosiła tylko po to, by dodać sobie objętości. Jakby dla innych, bo sama przecież wiedziała jak wygląda.
Teraz cenię w niej to, że ma lśniące i gładkie prawdziwe włosy. Że wychodzi ze mną na miasto bez makijażu albo tylko z pomalowanymi rzęsami i ustami.
Ma blizny na nogach po różnych niemiłych historiach i nie wstydzi się już chodzić w krótkich spodenkach. I to jest piękne, że idzie ulicą odważna i uśmiechnięta zamiast ściśnięta ciasnymi dżinsami i wypchanym stanikiem. A jeśli nie podoba się tak wielu facetom co wtedy, to co to byli za faceci? Dla mnie tak jest lepiej.
Naturalność i zadbanie
Męskie fantazje o figurze 90-60-90 można wsadzić między bajki. Przynajmniej jeśli chodzi o życiowe partnerki. Panowie chcą "zadbania i naturalności" chociaż dla każdego z nich znaczy to trochę co innego.
Jak twierdzą cellulit, rozstępy ani zmarszczki nie przerażają nikogo poza "zapatrzonymi w Instagram dzieciakami". A makijaż, jeśli w ogóle musi się pojawić, może być dopełnieniem urody zamiast jej zakryciem. Nie musimy się dostosowywać do ich zdania, ale może akurat w tej kwestii warto ich posłuchać?