Rozumiem, że bywają sytuacje awaryjne. Niezależnie od wieku takie się zdarzają. Gorzej się poczujemy, nierozważnie opróżniliśmy wielką butlę napoju, albo po prostu chorujemy i z toalety musimy skorzystać w tej konkretnej chwili. To samo dotyczy dzieci. Tylko o ile sami mniej chętnie opuszczamy spodnie w miejscach publicznych, tak z dziećmi nie mamy problemu. Wszak "to tylko dziecko".
Wiele rodzin korzysta ze śniegu i spędza czas na miejskich górkach.
W parkach nie ma jednak toalet. Co zatem zrobić, gdy dziecku zachce się siku?
"Wysadzanie" dziecka w krzakach powinno być ostatecznością. Zastanówmy się wcześniej, jak możemy zminimalizować prawdopodobieństwo takiej sytuacji.
Mogłabym ten tekst napisać o każdej porze roku. Wiosną i latem osiedla zalane są roześmianą i rozkrzyczaną zgrają od wczesnych godzin popołudniowych do późnego wieczoru. Jesienią i zimą dzieci raczej gromadzą się na okolicznych górkach, z których mogą zjeżdżać na sankach.
Nie mam nic do bawiących się dzieci. Fajnie, że spędzają czas na powietrzu, niezależnie od pogody. Wkurza mnie jednak nieustanny widok najmłodszych załatwiających swoje potrzeby w przysłowiowych krzakach.
Jak nie ma wyboru...
Albo i nie w krzakach, bo przecież jest zima, więc brak tych naturalnych parawanów. I to jest problem, tym bardziej że zamknięcie większości miejsc o charakterze rozrywkowym, wywiało rodziny do parków i na miejskie górki. A tam to już w ogóle dramat – bo co zrobić, jeżeli dziecko szczelnie opakowane w puchowy kombinezon wypowie te mrożące krew w żyłach każdego rodzica słowa: "CHCĘ SIKU"?!
– Wysadzanie dziecka w miejscu publicznym powinno być absolutną ostatecznością (pół biedy, jeśli potrzebuje zrobić jedynie siusiu, gorzej, jeżeli coś więcej). Dla każdej mamy jej dziecko to skarb i dla wielu wysadzanie go "w krzakach" to nic takiego. Nie każdy jednak jest tego zdania i trzeba o tym pamiętać. Szczególnie gdy teraz pilnujemy już nawet sprzątania po psach i traktujemy to jako bezwzględny obowiązek ich właścicieli – mówi w rozmowie z portalem edziecko.pl Irena Kamińska-Radomska, ekspert w dziedzinie etykiety biznesu, wystąpień publicznych i protokołu dyplomatycznego.
Każdy zatem jest w stanie zrozumieć, że "się zdarza". Wielu rodziców załatwia wtedy sprawę dyskretnie, na boku, z poszanowaniem również intymności dziecka. Gorzej, jeżeli odbywa się to w atmosferze "wszystko nam wolno, przecież to TYLKO dziecko" – a to niestety często obserwuję na moim osiedlu, gdzie rodzice mają trzy kroki do domu, jednak wolą, by dziecko robiło siku i kupę (TAK!) na trawniku. Oczywiście później tego nie sprzątają. Lepiej również nie zwracać im uwagi, bo wpadają w szał, że ktoś śmie zwracać uwagę "tylko dziecku"...
Hasło "to tylko dziecko", nie będę ukrywać, działa na mnie jak zapalnik. To AŻ dziecko. Ono potrzebuje komfortu. Również może się wstydzić, nie mieć ochoty rozbierać się w miejscu publicznym. Poza tym z tak wydawałoby się zwykłej i naturalnej czynności, możemy wyciągnąć lekcje, przydatne dla rodziców, ale i dziecka – planowania, organizowania wyjścia, ale i sygnalizowania potrzeb.
Wystarczy zastosować kilka zasad, które pomogą nam zminimalizować prawdopodobieństwo krępującej sytuacji.
Co robić, gdy dziecko chce siku w parku?
Najlepiej zapobiegać, a nie leczyć. Czyli uwzględnić "przerwę na siku" w planie wyjścia. Wiele oczywiście zależy od wieku dziecku i zdaję sobie sprawę, że z maluszkiem może to być trudne, jednak 5-6-latek już poradzi sobie z prostymi kwestiami organizacyjnymi.
Jak zostało wspomniane: najlepiej zawsze poszukać toalety, a gdy dziecko "już nie wytrzyma", to wybierzmy miejsce ustronne, z dala od wzroku innych.
O czym warto pamiętać: 1. Wybierajmy miejsca, w pobliżu których można skorzystać z toalety: knajpa czy toaleta miejska.
2. Dziecko nie umrze z pragnienia, jeżeli przed wyjściem nie wypije dzbanka herbaty. Również w czasie zabawy nie potrzebuje przekąsek i picia, co 3 minuty. A wiem, że wielu rodzicom zdaje się, że jest odwrotnie.
3.Zadbajcie o wygodny, nieuciskający ubiór i suchość w butach. Zimno często sprawia, że chce nam się bardziej siku, podobnie może się dziać, gdy przemokną nam skarpety, dlatego sprawdzajmy, a nawet zapytajmy dziecko raz na jakiś czas, czy czuje się ok.
4. Rozmowa i plan. Po pierwsze gadajmy na luzie o załatwianiu potrzeb fizjologicznych. Nie róbmy z tego problemu, nie straszmy ("jak ci się zachce siku, to koniec zabawy"), nie wywierajmy presji, bo takie psychiczne naciski mogą sprawić, że... dziecku będzie chciało się siku cały czas.
Dlatego zapytajmy przed wyjściem z domu, czy "wszyscy są wysikani", ale nie róbmy tego w agresywnym tonie ("Teraz mówisz, że nie chcesz, a ledwo wyjdziemy i ci się zachce. WIĘC CHCESZ CZY NIE?!"). Plan, o którym wspomniałam, powinien zakładać, że coś może się wydarzyć – siku, kupa, ból brzucha. Zadaniem rodzica jest zareagowanie na to ze spokojem i zrozumieniem.
Jeżeli zatem zdecydowaliście się na miejsce, w którym nie ma toalet (np. górka w dużym parku), to ustalcie przerwy w zjeżdżaniu, podczas których zrobicie spacer, pójdziecie się czegoś napić i zrobić siku. Dzieci czują się spokojnie, gdy wiedzą, chociażby mniej więcej, co się będzie działo.
Czyli np. zjeżdżamy na sankach, robimy przerwę na herbatę i załatwienie innych potrzeb, lepienie bałwana, przerwa, spacer... Możecie nawet wspólnie napisać/narysować, co będziecie robić.
Warto również podkreślić, że takie wypady z dzieckiem najczęściej nie trwają 10 godzin. Więc da się tak zaplanować 1-2-godzinny spacer, by nie sikać na każdym zakręcie – a jak ktoś bardzo musi, to może warto po prostu skonsultować się z lekarzem, bo częste sikanie może być objawem jakichś problemów. I wtedy już nie wkurzamy się, nie śmiejemy, tylko leczymy.
5. Hasło! Nieraz dzieci mają problem z komunikowaniem swoich potrzeb albo się wstydzą. Dobrym pomysłem może być ustalenie hasła, które oznacza, że "sik is coming". Umów się z dzieckiem, że gdy tylko trochę poczuje, że mu się chce, od razu używa hasła. Masz wtedy czas na reakcję, a nie dziki pęd z pociechą jęczącą, że "już nie wytrzyma".
Halo, czy urząd może coś zrobić?
Myślę również, że tym niepozornym tematem powinny zainteresować się urzędy poszczególnych dzielnic. W wielu parkach w okresie letnim pojawiają się przenośne toalety. W projektach obywatelskich natomiast często znaleźć możemy pomysły na toalety bardziej "zaawansowane" – przykładem jest Pole Mokotowskie, na którym stanął mini-budyneczek, otwarty cały rok.
Z toaletami przenośnymi problem jest taki, że znikają w okresie jesienno-zimowym. Więc idąc do parku, gdy złapie nas potrzeba, jesteśmy skazani na "krzaki". A to bywa niekomfortowe zarówno dla dzieci, jak i dorosłych.
Dlatego warto zgłaszać do urzędów swoich dzielnic takie potrzeby, bo jedynie dostęp do bezpłatnych miejskich toalet (i usunięcie z głowy hasła "to tylko dziecko") pomoże zlikwidować plagę nagich pośladków.