Gdy w marcu rozpoczął się lockdown, mieliśmy zostać w domu, by być bezpiecznymi od koronawirusa. Jednak dla wielu kobiet i dzieci to właśnie domownicy, okazali się największym zagrożeniem. Według badań Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę we wrześniu w telefonie zaufania dla dzieci i młodzieży odnotowano więcej połączeń z prośbą o pomoc i przeprowadzono więcej interwencji niż w pierwszym miesiącu izolacji. Czy to oznacza, że problemy dzieci pogłębiły się wraz z rozpoczęciem roku szkolnego?
Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę przypomina, że każdy potrzebujący uzyska pomoc pod numerem 116 111. Podkreśla, że każdy telefon to historia innego człowieka, który oczekuje wsparcia, pomocy i akceptacji, i uzyska ją od przygotowanych do tego konsultantów.
"Infolinia jest bezpłatna niezależnie, czy dziecko dzwoni do nas z komórki, czy telefonu stacjonarnego. Konsultanci są gotowi do rozmów z dziećmi i młodzieżą 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, na każdy temat" — czytamy w poście Fundacji na Facebooku.
Fundacja postanowiła zbadać, ile osób potrzebowało pomocy konsultantów we wrześniu. Wyniki badań dają nadzieję, że wielu osobom udało się pomóc, widać jednak, że skala przemocy domowej jest coraz większa.
We wrześniu konsultanci telefonu zaufania odebrali 6259 telefonów oraz odczytali 748 wiadomości i przeprowadzili 68 interwencji ratujących życie. Warto porównać te dane do raportu z marca, który był pierwszym miesiącem izolacji.
Problemy w czasie izolacji rosną
Wtedy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży w przeprowadził 5239 rozmów, otrzymał 1145 wiadomości i zainicjował 76 interwencji ratujących życie. Psycholożka Dominika Doleszczak z Fundacji zaznaczała, że dane są znacznie wyższe niż w miesiącach przed rozpoczęciem pandemii.
— Większość rozmów dotyczy relacji rodzinnych, przemocy, zdrowia psychicznego, myśli samobójczych, czy samookaleczeń. W marcu odnotowaliśmy dwukrotny wzrost liczby wiadomości i mimo że kwiecień dopiero się zaczął, możemy powiedzieć, że w tym miesiącu będzie podobnie — komentowała wtedy dla Mamadu.
Okazuje się więc, że problemy dzieci i młodzieży nie zmalały — mniej jest jedynie wiadomości — psycholożka podkreślała, że dzieci zamknięte w domu wybierały najbardziej dyskretny sposób komunikacji. Tym razem więcej było telefonów i interwencji.
Zastanawiające jest jednak to, że we wrześniu uczniowie nie byli skazani na izolację, nie stresowało ich także zdalne nauczanie. Czy okazuje się więc, że szkolna presja przekłada się bardziej negatywnie na samopoczucie dzieci niż wielomiesięczny lockdown?